Zanim przejdziecie do czytania ostrzegam was o zmianie:
- Albus Dumbledore jest o wiele młodszy
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Pansy Parkinson
szła szybkim tempem do gabinetu McGonagall. Zostały jej dwie minuty do
rozpoczęcia szlabanu. Była lekko zdenerwowana, jeśli nie zdąży w tym czasie,
prawdopodobnie zarobi dodatkowy dzień kary.
W ostatniej chwili
dodarła do drzwi i zapukała cicho, uspokajając oddech.
- Proszę wejść. – usłyszała i powoli otworzyła
drzwi.
Wytrzeszczyła oczy
ze zdumienia gdy w środku zobaczyła rudych bliźniaków i Granger!
„Dlaczego akurat
oni?” – Pytała się w duchu podchodząc do biurka nauczycielki i z rezygnacją
siadając na wolnym krześle.
- Świetnie. Tak więc mam dla was dzisiaj kilka
zadań. Oto dwie listy rzeczy które musicie zrobić. Będziecie to robić przez
całe dwa tygodnie, więc nie martwcie się o czas. Dzisiaj szlaban trwa do
godziny dziewiętnastej, a w soboty do dwudziestej. Podzielę was na dwie grupy.
Panno Granger, będziesz z Panem Georgem Weasleyem, Panna Parkinson z pewnością
domyśla się już kogo ma przydzielonego? – dziewczyna zacisnęła mocno wargi, ale
kiwnęła posłusznie głową. – Doskonale. Oto wasze zadania. – podała obu
dziewczętom kartki – Mam nadzieję, że nie będę zmuszona kontrolować was przy
pracy, na razie macie wolną rękę, ale dziesięć minut przed końcem każdego
szlabanu przychodzicie do mnie i mówicie, co udało wam się zrobić. Ach i
jeszcze jedno- oddajcie różdżki.
Wszyscy czarodzieje
zgodnie jęknęli, ale posłusznie podali swoje magiczne patyki profesorce.
Następnie wyszli na zewnątrz i w przydzielonych im grupach przeczytali pierwsze
polecenia.
***
Pansy jęknęła
przeciągle widząc punkt pierwszy. „Umyjcie wszystkie hipogryfy, do których
zaprowadzi was Rubeus Hagrid.” Fred zajrzał jej przez ramie i gdy przeczytał
punkt pierwszy, jego reakcja nie odbiegała zbytnio od reakcji Parkinson.
- Świetnie. – mruknął.
Pansy na chwilkę
zaniemówiła, gdy Weasley był tak blisko czuła jego perfumy o wspaniałym,
chociaż nie znanym jej zapachu. Szybko jednak się ocknęła z transu i
powiedziała krótko.
- Idziemy, Weasley?
- Tak, Parkinson. – Mruknął bliźniak,
akcentując drugie słowo, nie lubił jak zwracano się do niego po nazwisku, to
tak jakby wrzucali do jednego worka całą jego rodzinę, a przecież każdy z nich
był inny i temu służyły imiona, żeby z nich korzystać. Nie wiedział tylko,
dlaczego oczekiwał uprzejmości od ślizgonki?
Pansy zaskoczyła
nutka wyrzutu w głosie chłopaka. Przecież to normalne, że Ślizgoni mówią do
Gryfonów nie zbyt miło. Przypomniał jej się nagle cytat który gdzieś
widziała. „W dzisiejszych czasach
nienormalność, jest normalna.” Może i
coś w tym jest…
Gdy tak oboje
rozmyślali, zdążyli dotrzeć do chatki Hagrida. Dookoła wszystko kwitło, chociaż
to była tylko kwestia dni, kiedy liście zaczną opadać z drzew. Było ciepło,
więc Pansy miała na sobie niebieską, luźną sukienkę do kolan, podkreślającąbiust.
Hagrid bardzo
ucieszył się na widok uczniów i szybko zaprowadził ich do dużej stajni,
znajdującej się na obrzeżach zakazanego lasu.
- Tych ptaków jest tu ze dwadzieścia! –
wykrzyknęła Pansy.
- Hipogryfów. - poprawił dziewczynę Hagrid z
uśmiechem. – To nie są jakieś niewinne ptaszki. Cholibka, wiem, że nie
powinienem wam pomagać, ale jeśli chcecie to mogę umyć parę…
- Nie trzeba, Hagridzie! Dziękujemy ci bardzo,
ale nabroiliśmy i czeka nas kara. – Fred mrugnął do gajowego – I tak musimy
przez dwa tygodnie pracować, więc to czy jakieś zajęcie zajmie nam mniej czy
więcej czasu nie ma większego znaczenia.
Hagrid uśmiechnął
się do rudzielca i odszedł. Pansy przez cały czas miała taką minę, jakby bardzo
liczyła na pomoc gajowego, ale nie odezwała się oni słowem, przez całą przemowę
Freda, która, musiała przyznać, zaimponowała jej. „Ci Gryfoni faktycznie są
honorowi…” Myślała podchodząc do pierwszego Hipogryfa i kłaniając mu się. Zwierzę niemal natychmiast się odkłoniło, co
bardzo zaskoczyło Freda, przecież te ptaki wyczuwają intencje ludzi, a
Parkinson pewnie miała teraz ochotę pozabijać te biedne hipogryfy, bo musiała
je czyścić, a może nie…
- No i co się tak gapisz?– zapytała Pansy
patrząc z niechęcią na chłopaka, ale gdy odwróciła głowę w stronę hipogryfa
wzrok miała łagodny i głaskała go delikatnie pod brodą oraz za uszami, a potem
gładziła po karku.
- Nie sądziłem, że ślizgonka może lubić zwierzęta.
– palnął szczerze chłopak.
- Zwierzęta są mądrzejsze i lepsze od ludzi. –
odpowiedziała Pansy wysokim głosem i odwróciła wzrok.
Odkąd pamiętała
zawsze w domu zajmowała się zwierzętami, co chwilę przygarniała z ulicy
jakiegoś kota albo psa. Zajmowała się ptaszkami, które wypadły z gniazd. Wiele
zwierząt tylko dzięki jej pomocy przeżyło. Kiedy dowiedziała się, że Draco chce
skazać Hardodzioba na śmierć, z początku błagała go żeby to odkręcił. Gdy nie
przyniosło to oczekiwanych rezultatów, zupełnie się od niego odwróciła,
zawiodła się na nim, bo wierzyła, że jest w nim chociaż cząstka
człowieczeństwa. Chłopak parę razy próbował się z nią pogodzić, jednak ta nie
miała zamiaru go więcej znać. Skazał niewinne zwierzę na śmierć, a poznajemy
kto jakim jest człowiekiem, po tym jak traktuje zwierzęta…
Przez te rozmyślania dziewczynie z oczu pociekły łzy, była bardzo uczuciowa… zbyt uczuciowa. Nie mogła myśleć o biednym hipogryfie który stracił życie.
- Ej, co jest? – zapytał zszokowany Fred.
Dziewczyna nie odpowiedziała
stała tak jak wcześniej, głaszcząc ptaka, a z oczu płynęły jej gorące łzy.
-
Pansy? – ponowił pytanie chłopak.
Tym razem
Parkinson nie była obojętna, zaskoczył ją miękki głos chłopaka. No i powiedział
do niej po imieniu. Zerknęła na niego, twarz miał łagodną, a w oczach kotłowało
mu się zagubienie. Nie wiedział dlaczego się tak nagle rozpłakała. To jednak co
zdarzyło się potem tak ją zaskoczyło, że zupełnie straciła panowanie nad sobą i
rozpłakała się w najlepsze. Chłopak podszedł do niej powoli i przytulił ją.
Ostrożnie, jakby bał się, że dziewczyna zaraz ucieknie z krzykiem. Ona jednak
nie miała najmniejszego zamiaru uciekać, była zagubiona, zapłakana, ale było
jej tak miło i ciepło w objęciach Freda.
Po jakiś pięciu minutach, dziewczyna w końcu się otrząsnęła i delikatnie odsunęła, a po chwili uśmiechnęła szczerze do rudzielca.
- Dziękuję. No i przepraszam. – powiedziała
brunetka, nadal zaskoczona własnym i jego zachowaniem.
- Nie ma za co. – odpowiedział krótko Fred z
uśmiechem.
W końcu rozpoczęli
pracę. Pansy zauważyła, że zwierzęta są wobec niego bardzo ufne, tak samo jak
wobec niej. Ucieszyła się, że nastolatek lubi zwierzęta. Szybko zgrali się ze
sobą i pracę skończyli o siódmej dwadzieścia, więc mieli jeszcze pół godziny
czasu. Nagle usłyszeli głośny trzask. Podbiegli do okna i zobaczyli, że na
zewnątrz właśnie rozpoczęła się burza. Deszcz zacinał mocno w okno, a niebo co
chwilę rozjaśniało się błyskawicami. Jednocześnie zachodziło słońce przez co
przybrało dziwny odcień pomarańczy, a gdzieś na horyzoncie niebo stawało się
błękitne i przejrzyste, tam też widniała tęcza. Był to rzadki widok, więc oboje
wpatrywali się ze zdumieniem i zachwytem przez okno.
Po paru minutach Pansy zaczęła pocierać ramiona dłońmi. Było jej zimno. Chłopak natychmiast to spostrzegł i jak to gentelman, usłużnie zaczął zdejmować bluzę, którą narzucił na dziewczynę.
- Dziękuję… - wyjąkała zawstydzona Parkinson –
ale, teraz będzie tobie zimno. – dodała.
- Łaaał! – powiedział nagle chłopak, a Pansy
spojrzała na niego zaskoczona. – Ślizgonka martwi się o Gryfona!
- A Gryfon jest kulturalny i pomocny wobec
Ślizgonki. To działa w obie strony. – mruknęła z uśmiechem na ustach.
- Wyjaśnij mi coś. – powiedział poważniej.
- Co takiego?
- Co ty robisz w Slytherinie? – dziewczyna
delikatnie się skrzywiła.
- W sumie, to tak jak większość ślizgonów…
spełniam nadzieje rodziców.
- Co? – nie zrozumiał Gryfon.
- Wiesz, większość z nas ma do wyboru
Slytherin, albo wydziedziczenie… - chłopak wytrzeszczył na nią oczy, a dziewczyna
posmutniała.
- Mówisz poważnie? – wykrztusił nastolatek.
- Tak. – odparła krótko.
- Przykro mi… - Pansy uśmiechnęła się do
chłopaka.
- Wiesz, że ja niemal błagałam tiarę o
Slytherin? – powiedziała z histerycznym śmiechem dziewczyna. – Ona uważała, że
lepiej bym pasowała do Gryffindoru, albo Ravenclawu.
Nastolatek
kompletnie nie wiedział co powiedzieć, takiej historii na pewno się nie
spodziewał, w końcu po raz drugi tego dnia przytulił dziewczynę do siebie.
***
Hermiona z Georgem
siedzieli w skrzydle szpitalnym i zgodnie z rozkazami Pani Pomfrey, sprzątali
zaplecze z lekami. Było tam mnóstwo kurzu bo w końcu przez wakacje nikt tym się
nie zajmował. Przyjaciele z westchnieniem postanowili zabrać się do pracy.
Hermiona ścierała kurz z półek, a George mył podłogę. Nagle dziewczyna przerwała
czynność, wyciągała właśnie książki z jednej z szuflad, żeby móc i tam
posprzątać, gdy z grubego tomiszcza „Magiczne zioła lecznicze”, wypadła różowa
koperta, cała ozdobiona serduszkami.
- Co to? – mruknęła dziewczyna, bardziej do
siebie niż do Georga i sięgnęła po list.
Otwarła i
wyciągnęła średniej wielkości kartkę, zapisaną drobnym druczkiem. George
podszedł do dziewczyny i objął ją dla żartów w tali, zaglądając jej przez
ramię, żeby sprawdzić, co też odnalazła Gryfonka. Oboje zaczęli czytać, a im
dłużej to robili, tym ich oczy robiły się szersze, ze zdziwienia.
„Kochana Poppy!
To była najwspanialsza randka w moim życiu.
Całe szczęście, że dyrektor nas nie zauważył, bo chyba nie byłby zachwycony
faktem, że dwoje prefektów spotyka się po nocach. Nadal wspominam Twoje słodkie
pocałunki. Mam nadzieję, że już niedługo ponownie się spotkamy. Muszę Ci coś
napisać, bo nie miałem odwagi tego powiedzieć. Kocham Cię!
Szczerze Ci oddany, Albus.”
Po przeczytaniu
przez parę minut, Hermiona i George nie mogli się pozbierać, aż w końcu w tym
samym momencie, wybuchli głośnym, niepohamowanym śmiechem.
- No! Nie mogę! W to... uwierzyć! – zawołał
George, między salwami śmiechu.
- Dyrektor całujący się z pielęgniarką. –
wyjąkała Hermiona, z atakiem głupawki.
Nagle przyjaciele
zerknęli na zegarek. Za dwadzieścia minut, mieli się stawić u McGonagall.
Szybko zerwali się i nadal chichocząc kontynuowali sprzątanie.
- Chciałbym ten list pokazać Fredowi. –
powiedział z nutką żalu bliźniak.
- Ja też, ale nic elektrycznego nie działa w
Hogwarcie więc zdjęcia się nie zrobi. Kopi też bo nie mamy różdżek.
- Magiczny aparat by zadziałał. – mruknął bez
przekonania George.
- Ale go nie mamy przy sobie,
głuptasie. - odparła Hermiona szeroko się uśmiechając.
- Hermi! Nie pozwalaj sobie! –
krzyknął „urażony” George i odpowiedział na uśmiech, tym samym.
- Ja tylko stwierdzam fakty. –
odparła dziewczyna i już po chwili zwijała się na podłodze, łaskotana przez
chłopaka.
- Wątpisz w moją inteligencję? –
pytał uśmiechnięty.
- Nie! Przestań! Proszę! Nie
jesteś głupi! – wołała Hermiona wyrywając się i śmiejąc.
- Masz szczęście! – powiedział
Gryfon i puścił dziewczynę która widząc, że jest już 18:45 ruszyła w stronę
drzwi.
- Głupek! – zawołała na odchodnym
i już jej nie było.
***
- Drakonie, zaczekaj! – Zawołał
jakiś cichy, rozmarzony i kompletnie chłopakowi nie znany głos, gdyby nie to,
że na korytarzach już prawie nikogo nie było, zapewne by go nie usłyszał.
Malfoy odwrócił się i przekrzywił głowę zaskoczony. Za nim biegła
Pomyluna. Kogo jak kogo, ale jej nie podejrzewał o to, że jest jego fanką.
Myślał, że kręci z Potterem. Odruchowo zatrzymał się i zaczekał na dziewczynę,
ciekawy, czego może chcieć.
- Muszę ci coś powiedzieć. –
chłopak uniósł tylko wysoko brwi. – Draconie, ja znam przyszłość. Wiem co się
wydarzy. Jeszcze dzisiaj, przyjdzie do ciebie list od twojego ojca. Przez to co
ci napisze, nie będziesz wiedział, co robić, musisz wiedzieć gdzie jest dobro,
a gdzie zło, wiedzieć którą drogę wybrać! Twój ojciec prędzej czy później trafi
do Azkabanu, albo zostanie zabity… Jeśli chcesz uniknąć jego losu, musisz
wybrać ścieżkę dobra i sprzymierzyć się z wrogami!
- Proszę? – zapytał spokojnie
Malfoy, chociaż wszystko w nim się gotowało. – A co ty wróżka jesteś? Jeśli już
musisz wiedzieć, ojciec nie odzywa się do mnie od wielu lat.
- Ale się odezwie. Sam zobaczysz.
A teraz idź do dormitorium, sowa pewnie już czeka.
Chłopak zacisnął wargi w cienką linię, nie chciał wydrzeć się na
dziewczynę, szybko odwrócił się i ruszył przed siebie. Był zaledwie kawałek od
lochów, szybko więc przebył ta odległość i będąc już niedaleko wejścia zobaczył
coś tak dziwnego, że przetarł oczy nie dowierzając.
Zobaczył Pansy, przytulającą się do Weasleya! Jednego z tych zdrajców krwi! Co to miało znaczyć?! Para dość szybko się od siebie odsunęła i Pansy ruszyła w swoją stronę, a Fred gdy zawrócił i spostrzegł Draco, wydał się lekko zmieszany, a z twarzy spełzł mu promienny uśmiech. Malfoy nie miał zamiaru dyskutować z Weasleyem, postanowił porozmawiać z Pansy. Zapomniał tylko, że jego była przyjaciółka nie chce go znać.
Wchodząc do pokoju wspólnego, rozejrzał się za zielonooką brunetką, ale ponieważ nigdzie jej nie widział, postanowił porozmawiać z nią jutro , a dzisiaj iść się położyć. Po wydarzeniach z popołudnia bardzo pragnął odpoczynku.
Zobaczył Pansy, przytulającą się do Weasleya! Jednego z tych zdrajców krwi! Co to miało znaczyć?! Para dość szybko się od siebie odsunęła i Pansy ruszyła w swoją stronę, a Fred gdy zawrócił i spostrzegł Draco, wydał się lekko zmieszany, a z twarzy spełzł mu promienny uśmiech. Malfoy nie miał zamiaru dyskutować z Weasleyem, postanowił porozmawiać z Pansy. Zapomniał tylko, że jego była przyjaciółka nie chce go znać.
Wchodząc do pokoju wspólnego, rozejrzał się za zielonooką brunetką, ale ponieważ nigdzie jej nie widział, postanowił porozmawiać z nią jutro , a dzisiaj iść się położyć. Po wydarzeniach z popołudnia bardzo pragnął odpoczynku.
*Wspomnienie*
Draco jak zwykle podszedł do swojej dziewczyny (jak zwykle, czyli od
rozpoczęcia roku. Malfoy związki przeważnie kończył po tygodniu, chociaż rzadko
zdarzało się, że w ogóle w nie wchodził) i objął ją od tyłu, ta jednak odsunęła
się i powiedziała przygryzając wargę, lekko zdenerwowana.
-Musimy porozmawiać.
Chłopak zmarszczył brwi, ale kiwnął głową i wyszli przed szkołę, chwilę
szli w milczeniu oglądając wielkie drzewa i obserwując uczniów, korzystających
z ostatnich promieni słonecznych przed zimą.
W końcu dziewczyna się odezwała.
W końcu dziewczyna się odezwała.
- Draconie, ja wiem, że ty bawisz
się uczuciami dziewczyn. – powiedziała spokojnie, a gdy chciał jej przerwać
dodała. – Nie próbuj zaprzeczać, daj mi powiedzieć wszystko to co chcę. No
więc, ja wiem i wiedziałam też wcześniej, że bawisz się dziewczynami. Byłam na
to gotowa, bo byłam tobą zauroczona. Jednak teraz… Draco ja się zakochałam.
No jasne, kolejna dziewczyna szaleńczo w nim zakochana. A już się
wystraszył, że chodzi o coś innego. Mimowolnie się uśmiechnął, a Astoria
zrobiła zaskoczoną minkę i po chwili w jej oczach pojawiło się zrozumienie.
- Chyba mnie źle zrozumiałeś…
Zakochałam się, ale nie w tobie.
Chłopak zaskoczony otworzył na chwilę buzię, ale szybko ją zamknął i na
twarz przybrał maskę obojętności.
- Może to i dobrze, bo ja ciebie
też nie kocham. – powiedział, chcąc niezbyt szlachetnie, urazić dziewczynę,
może nawet liczył na to, że będzie jej bardzo smutno z tego powodu, ona jednak
tylko się uśmiechnęła.
- Przecież wiem, Draco. I bardzo
się cieszę, bo lubię cię i nie chciałabym cię zranić. Zostaniemy przyjaciółmi?
Chłopakowi zrobiło się głupio. Bo chciał ją skrzywdzić, a ona nie
chciała go ranić…
- Jasne, Ast. – powiedział,
przybierając na twarz sztuczny uśmiech.
Przechodzili właśnie obok boiska do quidditha, gdy nagle bez ostrzeżenia
rozległ się głośny grzmot i zaczęło mocno padać. Najbliżej były przebieralnie
dla graczy i to tam była para szybko wbiegła. Deszcz nie ustawał przez długi
czas, stali więc przy oknie, oglądając to oberwanie chmury i czasami coś do
siebie mówiąc.
*Koniec Wspomnienia*
Draco wszedł do dormitorium, było jeszcze stosunkowo wcześniej i
większość ślizgonów siedziała w pokoju wspólnym. Nie było tu nikogo z jego
współlokatorów, zobaczył tylko czarną sowę pukającą dziobem do okna. Serce mu
niemal stanęło na ten widok. Modlił się, żeby Lovegood nie miała racji.
Przecież ona nie może znać przyszłości! Drżącymi dłońmi otworzył okno i wpuścił
sówkę. Odwiązał z jej nóżki list, a ta odleciała szybko. Chłopak, któremu nie
śpieszyło się do przeczytania wiadomości, zamknął powoli okno, mając nadzieję,
że to nie jego ojciec. W końcu podniósł kopertę. Nadawcą był nie kto inny jak
Lucjusz Malfoy… Otworzył list i powoli
czytał, a jego serce ogarniało przerażenie…
Bardzo fajny rozdział. Czekam na kolejny;)
OdpowiedzUsuńCieszę się :) Pojawi się pod koniec miesiąca ;)
UsuńTen blog jest cudowny! Tyle nowych rzeczy. Uwielbiam Freda i Pans i mam nadzieje, ze będą razem :)
OdpowiedzUsuńMoże będą, może nie, sama zobaczysz. :D Cieszę się, że spodobało Ci się. :)
UsuńFred i Pansy? Hmmm... ciekawe. Biorę się za kolejny rozdział :)
OdpowiedzUsuńdramioone.blogospot.com
Cieszę się, że cię zainteresowałam. :D
UsuńWoah, super! Podoba mi się! :D
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę! :D
UsuńŚwietny rozdział :)
OdpowiedzUsuńDziękuję! :)
UsuńMatko boska świetny rozdział, naprawdę. Tylko zauważyłem jeden błąd. Gdzie było, że Hermiona i George mieli sprzątać napisałaś, że z Fredem.
OdpowiedzUsuńA tak ogólnie to życzę weny, dodaje do obserwowanych i czekam na następny rozdział.
http://harry-potter-adventure-pl.blogspot.com/
Dziękuję bardzo! ;* Błąd już poprawiłam, oni są tacy podobni, ten co mył podłogę wyglądał jak Fred... :D
UsuńNa pewno w wolnej chwili zajrzę na Twojego bloga! ;)
Bardzo przyjemny rozdział, zwłaszcza pierwsza część z Fredem i Pansy. Uwielbiam Freda i nigdy nie mogłam się pogodzić z tym, że Rowling go uśmierciła. Mam nadzieję, że będzie więcej takich scen i czekam na kolejny rozdział.
OdpowiedzUsuńhttp://syriusz--black.blogspot.com/
Cieszę się, że Ci się spodobało. :) Również bardzo lubię Freda i mam zamiar rozwinąć jego wątek w opowiadaniu! ;)
UsuńPozdrawiam serdecznie :)
Coraz ciekawiej muszę przyznać :D
OdpowiedzUsuńCóż, Pansy i Fred?! Szok, ale pozytywny by początek z ich udziałem był.. fajny! :D Hermiona i George również spowodowali u mnie szeroki uśmiech, ale najbardziej podobał mi się fragment z Luną :3 Blondynka jest dziwna i .. dziwna, ale i tajemnicza !
Co jeszcze.. sama nie wiem, przeczytałam bardzo szybko, ledwo biorąc oddech a znów się krztusząc śmiechem :D
pozdrawiam,
Lupi♥
Strasznie się cieszę, że się podobało! <3 Chcę, żeby moje opowiadanie było bardzo oryginalne, tak więc i związki będą... inne. :D
UsuńPozdrawiam serdecznie i dziękuję! ;*
Jaa cię, Luna przepowiada przyszłość :D nieźle... :)
OdpowiedzUsuńI to dopiero początek jej dziwnych "uzdolnień". :D
UsuńDziękuję za komentarz i pozdrawiam ;*
Luna zawsze była odbierana przez innych jako dziwna, ale jako, że przepowiada przyszłość... pewnie nie raz będzie uznawana za kompletnie pozbawioną rozumu, a jednocześnie wielu będzie się jej bało ze względu na to, że mogłaby wiedzieć co ich samych by przerażało. Spodobało mi się, że Pansy nie jest u Ciebie głupia i pusta. Ma uczucia, a to jak kocha zwierzęta... wręcz zadziwiające, ale urocze! :) Odrzucenie przyjaźni Malfoy'a tylko przez wzgląd na tego hardodzioba to rzecz zadziwiająca, ale jednocześnie muszę przyznać, że wykreowana przez Ciebie Pansy bardzo mi się podoba! :)
OdpowiedzUsuńLuna na razie nie zdradza się ze swoimi wróżbami, ale w przyszłości... niestety tak właśnie może się stać. Na obecną chwilę tylko Draco poznał prawdę i paru jego przyjaciół. ;)
UsuńPansy od zawsze moim zdaniem jest inna, niż kreowana była w oryginale, przecież każdy człowiek ma serce i tylko jakieś przeżycia wpływają na nich tak czy inaczej. ;)
Dziękuję bardzo komentarz i pozdrawiam serdecznie! ;*
Wow !
OdpowiedzUsuńCieszę Cię, że się podobało ;D
UsuńCo chce od niego Lucek? Hmmm Pansy i Fred... Ciekawie, a Albus i Poppy? Hahaha nie spodziewałabym sie :D
OdpowiedzUsuńCieszę się, że zainteresowałam. :D
UsuńPozdrawiam :)