niedziela, 19 lipca 2015

Rozdział XVIII


 No i mamy przedostatni rozdział! Nie do końca mi się podoba, ale chyba nie jest tak źle. Za około miesiąc mój blog będzie obchodzić swoją rocznicę. Prawdopodobnie właśnie wtedy pojawi się epilog. :)
Zapraszałam was już na mojego nowego bloga [Klik], ale przypomnę o nim jeszcze raz, a nuż ktoś zechce wpaść? :D
Rozdział dedykuję tym paru osobom, które skomentowały ostatni rozdział: Charm (która to już dedykacja, kochana? :*), Fanny Devin, Terpsychorce, Cherry Deveroux, Ljaustr oraz Szarej Damie. Dziękuję wam bardzo! <3
Post nie betowany, przepraszam za wszelkie błędy, niestety moja beta chwilowo nie ma możliwości poprawić rozdziału. Piszcie mi jakie błędy popełniłam, a na pewno je poprawię. :D

 ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

     Draco z niedowierzaniem patrzył na ojca, on naprawdę chciał go zabić... W momencie gdy zaklęcie już niemal go trafiło, zawołał przez zaciśnięte gardło.

      - Avada Kedavra! – druga śmiercionośna łuna światła wystrzeliła z różdżki chłopaka i zderzyła się z tą wyczarowaną przez Lucjusza.


     Obaj mężczyźni patrzyli z nieufnością, jak z kuli światła pomiędzy nimi wydobywa się półprzezroczysta głowa wysokiej i okropnie wychudzonej Kobiety. Widmo miało na sobie białą, delikatną sukienkę i co chwila rozpływało się dziwnie. Nagle otwarło usta i donośnym, chrapliwym głosem zawołało.

      - Nadchodzi koniec Pana Ciemności… - nim ktokolwiek zdążył usłyszeć dalszy ciąg przepowiedni, czy też ostrzeżenia, Lucjusz Malfoy nagle teleportował się, tym samym ratując życie przed niechybną zgubą oraz przerywając połączenie śmiercionośnych zaklęć, które rozwiały się bez śladu.

     Draco Malfoy, który odkrył w sobie jakiś nieznany instynkt pozwalający mu szybko ocenić sytuację, rzucił zaklęcie wiążące na młodą kobietę nazwaną przez Lucjusza Mirabellą, oraz dwóch goryli, stojących pod przeciwległą ścianą. Ci drudzy zaczęli się szarpać, jakby wierzyli, że siła ich mięśni pokona magię, jedyne co osiągnęli to upadek na ziemię. Dziewczyna, w przeciwieństwie do towarzyszy niedoli, nie poruszała się. Twarz miała pustą, bez wyrazu, chociaż widać było po oczach, że obserwuje wszystko uważnie, szukając jakiejś drogi ucieczki.

     Nagle do pomieszczenia wdarła się grupa ludzi. Draco zesztywniał i skierował różdżkę w tamtą stronę, jednak po chwili odetchnął z ulgą, opuszczając magiczny patyk. W drzwiach stali państwo Potter, Narcyza Malfoy oraz Syriusz Black, a tuż za nimi wpadli bliźniacy Weasley.

      - A cóż to za piękna dama? – zapytał Fred, widząc Mirabellę stojącą nieopodal ściany i przyglądającą się przybyłym osobom z jadem w oczach.

     Dopiero teraz Draco mógł się przyjrzeć dziewczynie i mocno się zdziwił, zauważając, że na oko może mieć jakieś szesnaście lat. Była młoda. Za młoda, żeby służyć jego ojcu. A jednak… Chłopak skrzywił się, myśląc o pobudkach, dla których Lucjusz mógł chcieć mieć ją przy sobie. Była piękna i mimo młodego wieku bardzo kobieca… Na sobie miała czarne legginsy, podkreślające zgrabne nogi i prosty top tego samego koloru ze sporym dekoltem. Wszystkiego dopełniała skórzana kurtka sięgająca ledwie do pępka. Zdał sobie również sprawę z faktu, że nie chodziła do Hogwartu. Dlaczego? 

     W końcu chłopak otrząsnął się z myśli i odpowiedział Weasleyowi.

      - Ta „piękna dama” przed chwilą chciała nas wszystkich tu zabić, a obecnie jest pod działaniem zaklęcia wiążącego.

***

      - Nie mogę uwierzyć, że ten głupiec chciał mnie zabić! Ale nie… nie ze mną te numery. Jestem od niego silniejszy. Bardziej doświadczony i zniszczę go, bez względu na wszystko! – wrzasnął Lucjusz Malfoy, wpatrując się w swoich poddanych ze wściekłością. – Straciliśmy Mirabellę i dwoje innych, stracimy jeszcze pewnie nie jednego, czy jesteście gotowi, aby poświęcić życie dla słusznej sprawy? – tym razem mówił bardzo cicho, a jego głos rozchodził się echem, po ogromnym pomieszczeniu, sprawiając, że w uszach poddanych narastało pytanie, niemal ich obezwładniając.

      - Tak, panie. – odparli beznamiętnymi, zmęczonymi głosami, chcieli, żeby to wszystko już się skończyło.

***


     Dafne była na wielkiej polanie, dookoła kwitło mnóstwo kwiatków… Nagle piękne roślinki zaczęły się zmieniać. Rosnąć. Rudzieć. Dookoła niej wyrośli wszyscy członkowie rodziny Weasley'ów jakich znała. Ron, Fred, George, Percy… Nawet ich rodzice! 

     Potem okazało się, że siedzi na tronie. Fred i George przynieśli jej berło i podali z czcią kłaniając się. Ron włożył jej na głowę koronę. Natomiast Percy… Percy schylił się ku niej i cmoknął w usta, siadając na tronie obok. A więc to on był królem? Mogła trafić gorzej… 

     W tym momencie przez polanę przebiegł jednorożec, trzymając w zębach fototapetę, którą rozciągnął wokół nich. Na owym zdjęciu była wielka sala Hogwartu. I nagle okazało się, że Dafne siedzi przy stole nauczycielskim. Na ustach dziewczyny wykwitł złowieszczy uśmiech. Nastolatka stanęła na stole i zaczęła tańczyć tak, jak zdecydowanie nie powinien tańczyć nauczyciel. 

     Percy siedzący za nią zemdlał. Uczniowie, którzy znikąd pojawili się przy stołach wstali i zaczęli klaskać oraz gwizdać. Gdy Dafne skończyła, ukłoniła się, a kolejny jednorożec przebiegł między nią a stołami uczniowskimi, tworząc kurtynę.


     Dafne obudziła się z okropnym bólem głowy. „Nigdy więcej alkoholu” -  pomyślała chowając twarz w poduszkę i licząc na to, że w ten sposób jakoś uśmierzy swoje cierpienia. Nie pomogło. Dziewczyna sfrustrowana przewróciła się na plecy i powoli otworzyła oczy. Podskoczyła gdy kątem oka zobaczyła, że ktoś leży koło niej. Tym kimś był… Percy Weasley. Zaklęła pod nosem, rozglądając się za jakąś ukrytą kamerą. Mężczyzna leżał bokiem, przytulony do poduszki, miał na sobie tylko bokserki. „Skąd on się tu u diabła wziął?” – myślała lustrując towarzysza niedoli wzrokiem. Percy chyba wyczuł, że ktoś się mu przygląda, bo poruszył się i powolutku otworzył oczy.

      - Greengrass?! – krzyknął zszokowany. – Co robisz w moim łóżku?! - dla pewności rozejrzał się jeszcze, czy aby na pewno jest tam gdzie powinien być.

      - Chciałabym to wiedzieć. – jęknęła nastolatka. – Film mi się urwał już na początku sylwestra… ale Ciebie przecież nie było! – spojrzała na mężczyznę oskarżycielsko.

     Percy nagle przypomniał sobie wydarzenia wczorajszej nocy. Był pijany. Dość mocno pijany… Wchodząc do swojego pokoju nie kłopotał się świeceniem światła, zrzucił z siebie spodnie i koszulkę, a potem padł na łóżko, jakimś cudem nie trafiając przy tym na dziewczynę, z której towarzystwa nie zdawał sobie sprawy.

      - Cholernie boli mnie głowa. – jęknął Percy pocierając czoło.

      - Mnie też. Chyba oboje przesadziliśmy wczoraj ze świętowaniem nowego roku. Śniłeś mi się dzisiaj! – przypomniała sobie nagle Dafne.

      - Ja? – Weasley zdziwiony uniósł wysoko brwi.

      - Tak, ty! Byłeś królem. A potem nauczycielem. – dziewczyna próbowała sobie przypomnieć dokładniej swój sen. – I zemdlałeś. A wcześniej pojawiłeś się jako kwiatek na polanie, razem z całą twoją rodzinką.

      - Nie muszę chyba ci mówić, że miewasz chore sny?
      - Nie musisz. 
      - To dobrze.
     Przez chwilę leżeli w milczeniu, pogrążeni we własnych myślach.

      - Nawet przyjemnie się z tobą milczy, Greengrass. – mruknął Percy uśmiechając się pod nosem.

      - Są rzeczy które robi się ze mną jeszcze przyjemniej. – odparła dziewczyna przejeżdżając koniuszkiem palca po jego ręce od ramienia, po nadgarstek.

      - Taak? – Weasley odwrócił się w stronę nastolatki. – A jakie na przykład?

      - Oczekujesz prezentacji? – Dafne podczas tej gry słownej, zaczęła się zastanawiać, co się stało z tym grzecznym, ułożonym i wiernym zasadom Percym. Niezaprzeczalnie wolała tego nowego.


      - A czemu nie? – dziewczyna przysunęła twarz bliżej mężczyzny i pocałowała go krótko w usta.


      - Chyba jestem jeszcze pijana, skoro całuję faceta, z którym rozmawiam od kilkunastu minut…

      - Temu facetowi to wcale nie przeszkadza… - Percy uśmiechnął się szeroko i jak gdyby nigdy nic, rozmierzwił nastolatce włosy.

***

      - Jestem, Argusie. – Lucjusz właśnie teleportował się do jakiegoś lasu, w południowej części Afryki. Nie podobało mu się to miejsce, dookoła słychać było jakieś huki, jakby wszędzie teleportowali się czarodzieje.

      - Witaj. A więc chcesz wróżby?
      - Tak. Co to za trzaski?
      - W porządku. To mugolska broń. Nieopodal trwa wojna.
      - Mugolska? – Malfoy prychnął z pogardą.
      - Tak. A więc Lucjuszu, jeśli chcesz poznać swoją przyszłość musisz iść prosto, w tamtą stronę. – machnął ręką w odpowiednim kierunku. – Nic cię nie może zatrzymać, będziesz wiedział kiedy dotrzesz na miejsce.
      - Czy to konieczne?

      - Tak.
      - W porządku, a ty tu zostajesz?
      - Tak, będę tu czekał na twój powrót. - po twarzy mężczyzny przebiegł cień jakby kpiącego uśmiechu, ale Malfoy nie zauważył tego objawu rozbawienia i wypełnił nakaz staruszka, bez dopatrywania się jakiegoś podstępu.

***

      - To co z nią zrobimy? – zapytała niepewnie Lily Potter patrząc na Mirabellę. – Jest jeszcze młoda, nie możemy…

      - Lily, ta dziewczyna jest zepsuta do szpiku kości! – zawołał jej mąż z odrazą przyglądając się nastolatce, która umiejętnie starała się nie zwracać na nich uwagi, słysząc ostatnie słowa Jamesa, odwróciła głowę w drugą stronę, napotykając wzrok Draco Malfoya. Przez chwilę patrzyła mu prosto w oczy, ale w końcu zerwała połączenie spoglądając w dół. Okazała uległość. – Oddamy ją ministerstwu.

      - Trafi do Azkabanu na całe życie! – Mirabella drgnęła, a jej oczy zalśniły od powstrzymywanych łez.

      - Mirabello? – ku zdumieniu wszystkich, Narcyza Malfoy podeszła powoli do dziewczyny i unosząc jej podbródek tak, aby na nią spojrzała, spytała. – Chcesz trafić do Azkabanu? – nastolatka pokręciła głową, a pojedyncza łza spłynęła po jej policzku. – Powiesz nam, dlaczego to robiłaś? – dziewczyna zawahała się, ale potaknęła w końcu.

      - Ufasz jej, Narcyzo? – zapytał James

      - Mam córkę w jej wieku. Poza tym, wiem jak Lucjusz potrafi manipulować ludźmi.

     W ten sposób Narcyzie udało się poznać historię dziewczynki, która po wielu zająknięciach opowiedziała, dlaczego służy Malfoy'owi.

*Retrospekcja*

     Dziesięcioletnia Mirabella siedziała razem z mamą przy fortepianie, ucząc się grać kolejną piosenkę. Kochała to. Właśnie miała samodzielnie zagrać nowy utwór, kiedy ktoś zadzwonił do drzwi. Dziewczynka z niezadowoleniem zmarszczyła nosek. Nie lubiła jak ktoś przerywał jej naukę. Tata Mirabelli powoli wstał z fotela i odkładając gazetę, którą właśnie czytał, ruszył w stronę wejścia. Nagle od strony drzwi, dziesięciolatka usłyszała spanikowany krzyk ojca i zimny, mroczny głos mówiący:

      - Witaj, przyjacielu. – słowo „przyjaciel” mężczyzna powiedział z taką nienawiścią, że dziewczynka miała ochotę się rozpłakać. – Widzę, że teraz, kiedy masz rodzinę, nie jesteś już taki chętny podbijać wraz ze mną świat… Szkoda. Miałem nadzieję, że będę mógł Cię oszczędzić.

     Nagle Mirabella podskoczyła, czując na ramieniu uścisk ręki. Okazało się, że to mama popędza ją, aby wstała. Przerażona podniosła się z miejsca i po cichu ruszyła do kuchni, gdzie skierowała ją mama. Kobieta kazała wejść córce do jednej z szafek, w której było dostatecznie dużo miejsca i nie ruszać się stamtąd, bez względu na to, co usłyszy. Niestety, na swoje nieszczęście dziewczynka była odważnym dzieckiem, a rodziców kochała bardziej niż kogokolwiek i kiedy usłyszała, że nieznajomy mężczyzna grozi jej mamie, a taty nie było w pobliżu, wybiegła z szafki stając pomiędzy swoją rodzicielką, a… Lucjuszem Malfoy’em. Mężczyzna przez krótką chwilę wpatrywał się w małą istotkę z zainteresowaniem, aż w końcu rzucił na nią zaklęcie wiążące i bezceremonialnie zabił jej mamę która już rzuciła się na pomoc córce.

     Co potem stało się z Mirabellą? Lucjusz postawił jej warunek. Robi, to co on jej karze, a w zamian żyje. A dziewczynka kochała życie. Kochała je i nie chciała go tracić. Mimo to z dnia na dzień ta miłość słabła, a na jej miejsce pojawiła się bezwzględność i okrucieństwo, z którą wychowywał ją Malfoy.

*Koniec retrospekcji*

     Po policzkach Mirabelli spływały gorzkie łzy. Dziewczyna nie zorientowała się nawet, że Draco zdjął z niej zaklęcie, upadła na podłogę, ocierając twarz dłońmi. Pierwszy raz opłakiwała rodziców. Dopiero teraz, gdy Malfoy dał jej spokój, mogła pozwolić łzom spływać po twarzy, bez narażania się na złość jej pana.

***

     Lucjusz Malfoy skinął głową i ruszył we wskazanym przez Argusa kierunku. Nie uszedł daleko, nim natknął się na bandę mugoli z dziwacznymi, metalowymi kijami, z których dochodziły te okropne dźwięki. Spojrzał na nich z dezaprobatą i ruszył przed siebie, kompletnie ich ignorując. Nim zdążył zareagować, poczuł przeszywający ból w klatce piersiowej. 

     Zginął. 

     Lucjusz Malfoy zginął zastrzelony mugolskim karabinem.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
 
Zaskoczeni końcówką? Mam nadzieję, że tak. :D
Kochani, a co myślicie o tym, jakbym napisała nową historię jako dalsze życie Mirabelli? Albo jako miniaturkę, albo jako pełnometrażowego bloga (o ile miałabym czas). Musiałabym to jeszcze dokładniej przemyśleć, ale przyznam, że zaprzyjaźniłam się z tą bohaterką. :D

sobota, 11 lipca 2015

Miniaturka - "Grzeczny tylko dla niej"



Witajcie! Nie, to jeszcze nie nowy rozdział (pisze się, dajcie mi jeszcze jakiś tydzień), ale mam w zamian coś co mam nadzieję wam się spodoba. Razem z AM pracowałyśmy nad tą miniaturką przez kilka długich dni i w końcu udało się. Przekazuję Wam tego trochę zakręconego i nierzeczywistego, ale za to wesołego i romantycznego fanfica!


Grzeczny tylko dla niej



     Nigdy nie wierzyłam w magię. Bo jak wierzyć w coś czego nie widać albo czego nie możesz doświadczyć? Historia którą wam opowiem na zawsze zmieniła mój światopogląd.


„A w książce liść, gdzie jesteś Ty, przeczytam Ci historię.”


     Alex był typem niegrzecznego chłopca podrywającego wszystko co się rusza… i ma duże cycki. Czyli nie mnie. Pojawił się znikąd na próbie do „You Can Dance”.


„Ma spojrzenie warte grzechu i najsłodsze usta świata.”


     Właśnie kończyliśmy ostatnią figurę kiedy usłyszeliśmy oklaski od wejścia do Jamy (tak nazwaliśmy nasze miejsce prób). W progu stał wysoki, dobrze zbudowany brunet, uśmiechając się ironicznie.


      - Ej, stary – odezwał się jeden z ciołków z którymi miałam nieszczęście pracować – ta miejscówa jest zajęta. Spadaj stąd!


      - Te ślicznotki mogą mieć inne zdanie na ten temat. – Mówiąc to podszedł do Laury i złapał kosmyk jej włosów, uśmiechając się łobuzersko. Laura olśniona widokiem jego bielutkich zębów zawołała:


      - Och nie! Mi nie przeszkadza jego obecność.


      - Baaaby… - jęknął Stephan, przyjaciel ciołka.


      - Dobra, niech ten koleś zostanie tutaj, ale my musimy skończyć układ. – odezwał się w końcu John.


     Był jednym z najbardziej ogarniętych ludzi w ekipie. Lubiłam go.


„Przegryzam te słowa którymi plujesz: ja z Marsa, ty z Wenus, nic tu nie pasuje.”


     Ćwiczyło nam się świetnie… przez dziesięć sekund, po których Alex znowu podbił do dziewczyn z grupy. Mnie ignorował. Standard.


„Każdy jakieś ma problemy dnia, mówię o tym ci, jeden dzisiaj mam na przykład ja…”


     Przez cały tydzień nasze treningi wyglądały bardzo podobnie: zaczynamy ćwiczyć, wpada Alex, robi się zamieszanie, dziewczyny się dekoncentrują i wszystko bierze w łeb. Jednym słowem: rozwalał nam wszystkie próby. Mimo tego, kiedy nie odwiedził nas w sobotę, wiele osób (ekhem…dziewczyn) było zawiedzionych. Po wielu godzinach bardzo męczącego treningu późnym wieczorem wybraliśmy się na pizzę. Niestety, wydarzenia które miały miejsce w drodze wybiły nam myśl o jedzeniu z głowy.


*Co myśleliśmy, że się wydarzyło*


„Byłam w tym miejscu, gdzie człowiek na Ziemi już dosięga piekła bram. Ból i cierpienie wciąż niezrozumienie: „Dlaczego właśnie ja?”


     Gdy przechodziliśmy obok największego klubu go-go w mieście z budynku wypadła szarpana przez niewidzialne moce… prostytutka. Staliśmy osłupieni na środku drogi, patrząc na to co właśnie odgrywa się na naszych oczach.


     Po chwili w progu pojawił się nie kto inny jak nasz „kochany przyjaciel” – Alex. Nie mieliśmy pojęcia jak on się tam znalazł, a uczucia towarzyszące nam w tamtej chwili idealnie oddał Stephan, który wykrzyknął: „Co on tam kurwa robi?!”


     Nim zdążyliśmy go poprzeć i również w tak subtelny sposób wyrazić swoje zdumienie, Alex wyciągnął patyk ze spodni i wykrzykując jakieś niezrozumiałe dla nas słowa sprawił, że wystrzeliło z niego biało-niebieskie światło.


*Co wydarzyło się naprawdę*


„Nieznajomy ktoś powiedział mi, że to tylko jakieś czary.”


     Alex zwiedzał miasto, do którego przyjechał na wakacje. Przechodził właśnie jedną z „mrocznych” uliczek, kiedy spostrzegł świecący, kolorowy napis na jednym z ładniej wyglądających budynków. Zaintrygowany światełkami wszedł do środka. Po odsłonięciu krwisto czerwonej zasłony, jego oczom ukazał się rząd długich, metalowych rur, wokół których kręciły się prawie nagie mugolki. Zaintrygowany tym niecodziennym widokiem stanął nieopodal tancerek rozglądając się z zainteresowaniem. 

     Nagle jego uwagę rozproszył dementor siedzący na skórzanej kanapie z karmelowym popcornem w ręce. Wokół stwora kręciło się kilka dziewczyn w samej bieliźnie ukazujących swoje zgrabne nóżki w 15-sto centymetrowych szpilkach. W jednej sekundzie strażnik Azkabanu zbliżył się niebezpiecznie blisko do najładniejszej z nich i zanim Alex się obejrzał, dziewczyna była już w objęciach potwora. Nastolatek czując potrzebę ratowania świata niczym Harry Potter ruszył w pogoń za dementorem, który ze swoją wybranką wylatywał z klubu. 

     Zanim czarodziej zarejestrował, że jego nowi znajomi go obserwują, odruchowo wyciągnął różdżkę zza pazuchy i z głośnym „Expecto Patronum” wyczarował srebrno-niebieskiego jeża, który natarł na potwora swoimi śmiercionośnymi igłami.


*Złączenie perspektyw*


„Jestem tym co nie ma szczęścia, tym któremu idzie gładko (…)

Jestem tym co wie wszystko i tym co wie tak niewiele

Jestem wiecznie młody (…)

Jestem samotnikiem, którego otaczają przyjaciele

Jestem wolną duszą w zniewolonym ciele.”


      - Ja pierdolę, co to było?!


      - Kim ty kurwa jesteś?!


      - Co ty do diabła zrobiłeś?!


      - O co w tym wszystkim chodzi?


      - Jak to zrobiłeś?


      - Co to miało znaczyć?!


      - Skąd ty się tu do jasnej cholery wziąłeś?!!


     Alex ze wściekłą miną przepchnął się między nami i warknął:


      - To nie jest wasz zakichany interes!


     Po chwili już znikał za rogiem.


„Może się dowiemy w końcu czego on się boi?”


     Z początku stałam oniemiała razem ze wszystkimi, jednak odezwała się we mnie dusza niepoprawnej oraz nieodpowiedzialnej romantyczki i pobiegłam za nim. Usłyszałam za sobą głosy ludzi z ekipy: „Po co tam idziesz?”, „Angel zostań!” „Zostaw tego kretyna.”, „Jeszcze ci coś zrobi!”. Nie zwracałam na nich uwagi i przyspieszyłam kroku. Już po chwili skręciłam w tą samą stronę, gdzie ostatni raz widzieliśmy Alexa. 

     Niewiele czasu zajęło mi odnalezienie go i zrównanie z nim kroku. Jednak nie odzywałam się, dając mu czas do namysłu. (Odezwać się do niej, czy ignorować?) Alex z początku nie zwracał na mnie uwagi, jednak widząc moją determinację z westchnieniem zapytał:


      - Czego chcesz?


      - Uważam, że nie powinni tak na ciebie naskakiwać. Domyślam się, że nie powiesz mi co tam się wydarzyło, ale pomyślałam, że przyda ci się wsparcie.


     Wtedy pierwszy raz Alex spojrzał na mnie dłużej niż pół sekundy, a ja pozwoliłam sobie zatonąć w jego ciemno czekoladowych oczach. Chłopak uśmiechnął się delikatnie, najwyraźniej zaskoczony moimi słowami i wymamrotał:


      - Dzięki… - przez chwilę zapadła między nami cisza, po której usłyszałam – Może kiedyś ci powiem…


„Ci co znaleźli miłość prawdziwą swoje szczęście odnajdą.”


     Obecnie Alex jest moim mężem. Mamy dwójkę uroczych dzieci, które odziedziczyły po tatusiu zdolności magiczne. Dzięki temu oboje są teraz w Hogwarcie (Julie na trzecim roku, David na siódmym), a my mamy więcej czasu dla siebie.



„Każdego dnia dziękuję Bogu za to, że cię mam. Za to że jesteś przy mnie bym nigdy nie czuł się sam. Każdego dnia nadajesz memu życiu nowy sens, z tobą mogę iść po jego kres.”