piątek, 29 maja 2015

Rozdział XVI



     Kochani moi przepraszam Was, że rozdział taki krótki... Wiem. Zawiniłam. Ale byłam ostatnio strasznie zabiegana i ledwo się wyrobiłam z tym króciutkim rozdziałkiem. A za parę godzin jadę do Włoch i następny rozdział pewnie znowu się opóźni... Ale obiecuję od następnego przyśpieszyć akcję!
Rozdział dedykowany dla Laveny Ornora (Czy to się odmienia?), za pierwszy komentarz na blogu! ;*

 ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

      - Juuulie, zostań z nami! – Neville od rana siedział u Potterów i co kilka minut próbował nakłonić pannę Davis do pozostania z nimi na sylwestra.
 - Błagam, zrób z nim coś! – zawołała nastolatka, rzucając poduszką w swojego brata, który kompletnie nie zainteresowany bawił się telefonem komórkowym który pożyczył mu Harry. 

     Państwo Potter często używali mugolskich przyrządów, na które nalegała Lily, która do jedenastego roku życia kompletnie nie zdawała sobie sprawy z istnienia magii.
 - Daj spokój Jul, pogada sobie i… - mówił Draco coraz ciszej, a na końcu wymamrotał coś niezrozumiałego nawet dla siebie, znów zwracając uwagę na komórkę, która coraz bardziej go fascynowała.

      - juuuulieeeee! Zooostaaań! – wypowiedział się ponownie Neville leżąc na dywanie i spoglądając na przyjaciółkę oczami szczeniaczka.
 - Zaraz wylecisz przez to okno! – zagroziła zdesperowana dziewczyna, wskazując na okiennice.
 - Jak coś takiego jest możliwe bez użycia czarów?! – wykrzyknął nagle Malfoy.
 - Nie dosłownie wylecisz, głupku… - Julie wywróciła oczami.
 - Co? – Draco zmarszczył brwi, jakby próbował sobie przypomnieć wydarzenia, które działy się po butelce whisky.  – Ale ja mówiłem o komódce! – oburzył się, na co wszyscy spojrzeli na niego jak na idiotę.
 - Komódce? – zapytała Panienka Davis, zaskoczona.
 - Noo… - na twarzy chłopaka pojawiła się niepewność. – O tym. – pomachał telefonem przed oczami siostry.
 - To jest komórka, a nie komódka!

***

     W domu Weasley’ów od rana trwały przygotowania do imprezy, mimo, że za prośbą Hermiony, miało być bardzo skromnie, a lista gości, wraz z domownikami, wynosiła dziesięć osób. Zwykle bliźniacy z Hermioną na czele, urządzali huczne imprezy, dlatego sporo osób poczuło się urażone kiedy nie zaproszono ich na sylwestra. 

     Mimo tak nie licznych gości, bliźniacy zdążyli zakupić już pięć butelek ognistej, kilka zgrzewek kremowego piwa, a teraz rozglądali się po mugolskim supermarkecie, chcąc spróbować jakichś ich specyfików.
 - To co bierzemy? – zapytała Ginny patrząc z zaskoczeniem, na ogromne półki, pełne najróżniejszych kolorowych i przezroczystych butelek w najróżniejszych kształtach.
 - Czekaj, włączam myślenie. – zawołał George również rozglądając się z entuzjazmem dookoła.
 - Musisz się najpierw nagrzać? – zapytał Fred z udawaną zgrozą, myśląc o czasie jaki mógłby czekać bezczynnie na uruchomienie mózgu brata.
 - Jakbyś zgadł! – zaśmiał się, zupełnie nie urażony bliźniak.
 - Chłopcy, pośpieszmy się, chcę jeszcze odwiedzić rodziców… - mruknęła Hermiona, która pierwszy raz nie miała kompletnie zapału do organizowania imprezy.
 - Dobra, to łapcie co popadnie, byleby nie było za drogie i zmywamy się! – zawołał Fred, wyciągając od razu ręce po dwie kolorowe butelki.

     Bo pięciu minutach stali już przy kasie, a po kilku następnych, wyszli z zadowolonymi minami i pełnymi reklamówkami.
 - George.
 - Tak Fred?
 - Doszedłem do wniosku, że jesteśmy beznadziejnymi braćmi.
 - A to dlaczego?
 - Mamy zamiar pozwolić młodszej siostrzyczce na picie tego wszystkiego. – Fred potrząsnął trzymanymi w rękach torbami
 - Racja. Jesteśmy okropni.
 - Mogę sama decydować, czy chcę pić czy nie! – krzyknęła oburzona Ginny, a Hermiona zaśmiała się cichutko.
 - Ginevro Weasley, nie jesteś jeszcze pełnoletnia. – powiedział spokojnie Fred, a w jego oczach błyskały złośliwe ogniki. Uwielbiał ją denerwować.
 - Jakoś w upijaniu Hermiony nie mieliście nigdy problemów!
 - O wypraszam sobie! Nikt mnie nie upijał! – tym razem zirytowała się Panna Granger.
 - Hermiś, masz słabą głowę, wystarczyło, że dali ci trochę Whisky. – Ginny uśmiechnęła się przepraszająco do przyjaciółki.

     Hermiona już się nie odzywała, a i pozostali porzucili ten temat i odstawiwszy do domu zakupy, przenieśli się za pomocą proszku Fiuu do Szpitala Świętego Munga.

***

      - I Harry, nie zapomnij, o ponownym nałożeniu zaklęcia nienanoszalności!  Ze względu na waszą wygodę, musieliśmy je zdjąć, ale jak tylko pojawią się wszyscy goście, najpóźniej o dziesiątej, rzuć to zaklęcie!
 - Wiem mamo, wiem. Mówisz mi to już chyba dziesiąty raz. – mruknął Harry z westchnięciem.
 - Lily nie męcz już dzieciaków, chodź!
 - Julie zaraz będzie, cały czas się szykuje! – krzyknął Draco, schodząc po schodach i wywracając teatralnie oczami.
 - W porządku. – Lily uśmiechnęła się do młodego Malfoy’a i spojrzała za niego, słysząc na schodach ciche uderzenia obcasów.

     Nagle przed nimi wyłoniła się piękna, wysoka i zgrabna dziewczyna w krótkiej, rozkloszowanej i z pozoru bardzo skromnej sukience. Góra była czarna i z przodu pomiędzy piersiami znajdował się suwak. Posiadała spory dekolt, podkreślający biust nastolatki. Jej drobną talię idealnie eksponował gruby pasek. Dolna część była w odcieniach jasnego różu i sięgała do połowy uda. Całość podkreślały czarne, kilkucentymetrowe szpilki i wpleciony we włosy kwiat w kolorze lilii.
 - Wow! – krzyknął Neville, który do tej pory stał w ciszy nieopodal Harry’ego.
 - Wyglądasz nieziemsko! – zawołał Harry uśmiechając się szeroko.
 - Dzięki… - mruknęła Julie, również uśmiechając się nieśmiało.

     Po kilkunastu minutach zachwycania się wyglądem nastolatki i kolejnych pięciu okrzykach Neville’a w stylu: „Juuuuuulie, nie idź!”, w końcu Państwo Potter, Pani Malfoy i Pan Davis z córką wyszli z domu.
 - No nareszcie! – Harry wyszczerzył się wesoło. – Niedługo zaczynamy balangę!
 - Nie mogę się doczekać! – zakrzyknął Draco entuzjastycznie.
 - Słuchajcie, to jak robimy z zakupami? – zapytał Longbottom unosząc sugestywnie brwi.
 - Ja się nimi mogę zająć. – stwierdził krótko Malfoy.
 - Mmm… nie wiem czy powinieneś sam wychodzić… - mruknął niepewnie Harry, zastanawiając się czy istnieje większe zagrożenie.
 - Daj spokój! Jestem dużym chłopcem! – zawołał chłopak kierując się do drzwi i machając kolegom na odchodnym.

***

     Hermiona siedziała na stołku w długim korytarzu, o przerażająco białych ścianach i zanosiła się płaczem wtulona w Freda. Nikt nie chciał jej powiedzieć, co dzieje się z jej rodzicami. Uzdrowiciele biegali w tą i z powrotem z różnymi eliksirami i innymi bezimiennymi przedmiotami. George co chwile próbował kogoś zaczepić jednak każdy krzycząc, że nie ma czasu wbiegał do sali w której leżeli państwo Granger.
 - Jak oni mogą nas tak ignorować?! – piekliła się Ginny, której z oczu sypały się iskry. Ona również martwiła się o Michelle i Ian’a Granger.

     W końcu po piętnastu minutach jakaś pielęgniarka z przygnębioną miną wyszła na korytarz i skierowała się do nastolatków. Hermiona od razu zerwała się z miejsca.
 - Co się dzieje!? Co z nimi? – krzyknęła z rozpaczą wymalowaną na twarzy.
 - Spokojnie… - powiedziała cicho kobieta, chcąc uspokoić dziewczynę. – Z pani mamą wszystko w porządku… Natomiast pan Ian… nie jesteśmy pewni co to było. Dzisiaj rano odzyskał pamięć, poznał swoją żonę i nawet zdążył zapytać o panienkę, a potem nagle zemdlał. Myśleliśmy, że to obronna reakcja organizmu i że się obudzi, ale jakąś godzinę temu dostał okropnych drgawek, mimo, że wciąż spał. Dopiero teraz udało nam się go obudzić. Pamięta wszystko i można by powiedzieć, że wszystko jest w porządku,  jednak nie może utrzymać równowagi i jakikolwiek ruch sprawia u niego okropny ból, jakby dopiero teraz jego ciało odczuło skutki cruciatusów… - z oczu Hermiony przez cały czas płynęły łzy, nie mogła się powstrzymać.
 - Czy… czy możemy ich odwiedzić? – zapytała słabym głosem.

     Pielęgniarka zmierzyła wzrokiem przyjaciół nastolatki.
 - Tak, ale niech pani weźmie ze sobą tylko jedną osobę.
 - Ooczywiście. – zająknęła się Hermiona, patrząc niepewnie na Weasley’ów.
 - Ginny, idź z nią. – zadecydował Fred. – My chcemy coś jeszcze załatwić. – I przytulił przyjaciółkę, a potem odszedł pod okno na końcu korytarza, George natychmiast zrobił to samo.

***

     Draco wędrował jedną z głównych ulic w Dolinie Godryka, rozglądając się z zainteresowaniem. Pierwszy raz udało mu się wyjść tutaj z domu, do tej pory mama i Pani Potter, skutecznie mu to uniemożliwiały. 

     W końcu zobaczył sklep o który mu chodziło. Wziął wózek stojący przy kasie i ruszył wśród rzędów półek. Pierwsze co wybrał, to kilkanaście butelek Ognistej. Następnie ruszył na poszukiwanie bardziej wyszukanych trunków. W efekcie kupił jeszcze: trzy butelki rumu porzeczkowego, pięć Sherry, dziesięć szampana, dwie grzanego miodu z korzeniami i kila zgrzewek piwa kremowego, a na popitkę wodę goździkową i oranżadę. Przekąski załatwili rodzice Harry’ego, więc o nie się nie martwił. Po zapłaceniu portfel chłopaka stał się o wiele lżejszy, ale nie przejął się tym specjalnie. Nie mógł się doczekać imprezy!

     Podczas drogi powrotnej cały czas czuł na sobie czyjś wzrok co przyprawiało go o dreszcze. Ostatni dystans pokonał truchtem i gdy w końcu wpadł do domu, z ulgą zamknął za sobą drzwi. 

***

     Hermiona stała w drzwiach patrząc załzawionymi oczami na mamę siedzącą u wezgłowia łóżka swojego męża i głaskającą go czule po twarzy. Pani Granger słysząc otwarcie drzwi, odwróciła głowę i gdy tylko zobaczyła swoją córkę zerwała się z miejsca i podchodząc, przytuliła ją mocno do siebie. Michelle wyglądała już o niebo lepiej niż ostatnim razem, gdy Hermiona ją widziała. Zamiast brzydkiej, szpitalnej piżamy, miała na sobie normalny, mugolski strój, a jej twarz nabrała koloru. Nawet włosy, związane w luźną kitkę z tyłu głowy, zdawały się bardziej lśniące.
 - Ejj, a ja to co? – zapytał Ian Granger, uśmiechając się, mimo, że nawet to sprawiało mu fizyczny ból.

     Nastolatka szybko podbiegła do taty i objęła go delikatnie, a potem usiadła w nogach łóżka. Tymczasem Michelle powitała radośnie również Ginny i obie podeszły do chorego.
 - Mamo? – mruknęła Hermiona, aby zwrócić uwagę swojej rodzicielki. – Kiedy cię wypisują?
 - Kiedy zechcę. – odparła kobieta uśmiechając się delikatnie. – Nic mi już nie jest, tutaj po prostu mam oko na twojego tatę. Te pielęgniarki są dla niego aż nazbyt miłe. – mrugnęła wesoło do córki i Ginny. Obie nastolatki wiedziały, że Michelle po prostu martwi się o męża, ale przyjęły tę wersję, śmiejąc się niemal radośnie.

      - Przepraszam… - po paru minutach do pokoju weszła pielęgniarka i powiedziała mechanicznie. – Zaraz do pana Granger przyjdzie uzdrowiciel, musimy prosić panienki – spojrzała znacząco na Ginny i Hermionę – żeby wyszły.

     Nastolatki skinęły głowami i pożegnawszy się z państwem Granger ruszyli do wyjścia w nieco lepszych humorach.

     Zamykając za sobą drzwi Hermiona odwróciła głowę w stronę korytarza i uśmiechnęła się szczerze. Niedaleko od niej stał Teo i rozłożył ramiona w których już po chwili nastolatka ukryła się przed światem. Bezpieczna. Wolna od trosk. To niesamowite jak wiele może sprawić jeden człowiek…
 - Tęskniłam za tobą. – wychlipała zdając sobie sprawę, że z oczu znowu pociekły jej łzy, a wraz z nimi uleciały wszystkie negatywne emocje.
 - Ja za tobą też, słonko. – wymruczał chłopak opierając brodę na głowie nastolatki i głaszcząc jej długie, miękkie włosy.

***

      - To nie możliwe… To nie możliwe, żeby nie było po nim ani śladu! Gdzieś musi być… - mruczał Lucjusz Malfoy ze wściekłą miną chodząc po pokoju. – Niech ja go tylko znajdę… - W tym momencie, ktoś zapukał do drzwi. – Wejść. – warknął mężczyzna siadając na fotelu i uderzając ze zniecierpliwieniem palcami o biurko.
 - Przepraszam, panie Malfoy, ale kazał się pan informować na bieżąco…
 - Znaleźliście go?
 - Tak.