piątek, 10 października 2014

Rozdział V



No i jest kolejny rozdział! <3 Cieszę się strasznie, że udało mi się go napisać. ^^ 
Bardzo dziękuję za każdy komentarz który od was dostałam, one mnie motywują, żebym pisała kolejne rozdziały! :D
Pozwolę sobie podziękować i dedykować ten rozdział: Alicji która poprawia każdy mój tekst, żeby nie było za dużo błędów oraz Lupus Lumos która komentuje niemal każdy post i jest ze mną odkąd zaczęłam pisać tego bloga! <3


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

        - Mam szukać ludzi z zeszytami? Zgłupiałaś?! – Draco mówił podniesionym głosem.
 - Nie z jakimiś tam zeszytami. – odpowiedział mu spokojny cichy głos Luny. – Ale, ty się już pewnie domyślasz o jakie zeszyty chodzi. Mówi ci coś ten cytat: „Niby zeszyt jak zeszyt, szary itd., ale ktoś na okładce narysował małą dziewczynkę w postaci anioła, trzymającego w rękach serce.”?
Dracona zatkało. To był słowo w słowo jego tekst! To on to napisał!
 - S-skąd? – wyjąkał.
 - Niektórych rzeczy człowiek nie zrozumie. – odpowiedziała zamyślona dziewczyna. – Podpowiem ci, że jest ich osiemnaście. Wiesz Draconie, są czary które trudno zrozumieć normalnej osobie, ale w swojej grupie będziecie je zgłębiać, a ja wam pomogę. Tylko pamiętaj! Ja jestem dla innych tylko jedną ze zwerbowanych przez ciebie uczennic. I nikt nie może wiedzieć, że znam treści pisane w tych dziennikach. – chłopak skrzywił się. - To dla waszego dobra, nie chcesz wiedzieć, jakie były inne wersje tej historii.
 - Historii?
 - Tak. Tej w której żyjemy.

***

        - Więc widzę was wieczorem! – wykrzyknął Ron do rodzeństwa i Granger wychodząc z wielkiej Sali.
Skierował się w stronę dormitorium, ale na jednym z korytarzy spotkał Dracona.
 - I jak, dowiedziałeś się czegoś?
 - Aż za dużo. – mruknął chłopak nadal zamyślony.
 - I co? Komu możesz ufać? – dopytywał się Ronald.
 - Ludziom z zeszytami. – prychnął Malfoy.
 - Co?
 - To! Mam ufać ludziom którzy mają zeszyty z tymi cholernymi aniołkami! – wykrzyknął wkurzony Draco, a Ron pobladł.

       Malfoy, który już oprzytomniał i spostrzegł reakcję kolegi przyjrzał mu się uważnie.
 - Masz taki, prawda?
 - Ee… znaczy ja znalazłem ostatnio na błoniach…
 - W sumie mogłem się tego domyślić… też taki mam i Lovegood też, więc musimy znaleźć jeszcze piętnaście.
 - Jak zamierzasz sprawdzić kto ma pamię… dziennik?
 - Trzeba będzie jakoś to zrobić…
- A może tak iść na szczerość?
 - I co będę jak głupi pytał wszystkich czy nie znaleźli przepadkiem anielskiego zeszyciku?!
 - Nie wszystkich, tylko osoby które uważamy za odpowiednie do twojej… eee… grupy?
 - A kogo to obchodzi, może być i sabat czarownic. – Weasley wybuchnął śmiechem, a zaraz po nim Draco.

***

       - Stary, wielkie dzięki. – powiedział Blaise spoglądając na Teo. – Przecież Draco by mnie zabił jakby przeze mnie nikt nie przyszedł.
 - Spoko. – odpowiedział Nott lekko się przy tym uśmiechając co u niego było rzadko spotykane.
 - To co, przyjdziesz na spotkanie?
Teodor chwilę się zawahał, ale w końcu odpowiedział krótko.
 - Tak.
 - To fajnie. – uśmiechnął się chłopak.

***

     Draco szedł spokojnie po korytarzach rozglądając się na boki. Niedawno rozmawiał z Weasleyem, Zabinim i Nottem, postanowili się rozdzielić i spróbować wyhaczyć wzrokiem kogoś kto mógłby potencjalnie należeć do ich małego sabatu.

     Nagle niedaleko przechodziła Astoria, chłopak przygryzł wargę niezdecydowany, pierwszy raz miał problem z podejściem do dziewczyny. W końcu jednak zdecydował się i podszedł. Złapał ją za rękę, aby nie odchodziła. Dziewczyna zerknęła za siebie i zmarszczyła brwi zaskoczona.
 - Eee… moglibyśmy chwilę porozmawiać? – zapytał chłopak niepewnie.
 - Okej, ale szybko zaraz mam transmutację.
 - Słuchaj bo ja mam… pewien problem. Zbieram wybrane osoby z którymi chciałbym się spotkać wieczorem żeby, yyy… porozmawiać i wyjaśnić o co mi chodzi. – wyjaśnił zacinając się Draco.
 - Wiesz, na wieczór jestem umówiona z Lee…
 - Z kim?!
 - Z Lee. Lee Jordanem. – powiedziała hardo dziewczyna, spoglądając na nastolatka wyzywająco.

      To się właśnie Malfoyowi podobało w Greengrass, jak miała swoje zdanie to za nic go nie zmieni. Trochę tak jak Pansy. Właśnie! Przecież trzeba namówić jeszcze Parkinson. A no i miał się zapytać dlaczego obściskuje się z jakimś Gryfonem.
 - Okej…  - chłopak zaczął powoli zastanawiając się co dalej. – No to… weź go ze sobą. – ostatnie cztery słowa niemal wypluł i zaczął się zastanawiać czy dobrze zrobił.

       Astoria spojrzała Draconowi w oczy zaskoczona.
 - Poważnie?! – chłopak kiwną tylko głową. – Okej, niech będzie. O której i gdzie?
 - O dziewiętnastej w pokoju życzeń.
 - Gdzie? – dziewczyna zmarszczyła brwi.
 - Aaa nie znasz tego miejsca, spotkajmy się przed wejściem do lochów niech przyjdzie też twój „przyjaciel”. – powiedział krzywiąc się nieznacznie przy ostatnim słowie.
W tym momencie zadzwonił dzwonek i była para rozeszła się do klas nawet na siebie nie spoglądając.

***

      Fred z Georgem i Hermioną wesoło ruszyli po dzwonku w stronę bijącej wierzby, już jakiś czas temu odkryli, że można tędy przejść prosto do Hogsmeade. Tak naprawdę Hermiona powinna iść do klasy OPCM, a bliźniacy mieli teraz Historię Magii, ale wagary raz na jakiś czas nie zaszkodzą.
 - Jestem ciekawa kto będzie na tym ich spotkaniu… - powiedziała Granger.
 - Miejmy tylko nadzieję, że nie sami Ślizgoni. – skrzywił się zniesmaczony George, a Fred przygryzł wargę i nic nie powiedział.
Dziewczyna zauważyła nietypową reakcję jednego z bliźniaków, ale nie skomentowała tego.

     W piwnicy miodowego królestwa trójka przyjaciół poczuła się jak w domu, właściciel był przyzwyczajony do tego, że ta trójka często pojawia się tu znikąd.  Co więcej, nie mieli nic przeciwko temu, że bliźniacy nawet przeważnie nie wychodzili na górę, tylko brali w piwnicy to co potrzebowali i zostawiali odliczoną kwotę.

     W piwnicy było bardzo przytulnie. Ściany wyłożone Kamieniami, a w kącie kominek. W dużym pomieszczeniu wszędzie walały się takie słodycze jak: Cukrowe pióra do pisania, Czaszki z galarety, Czekoladowe kociołki, różdżki, gały, szkielety i żaby, Dyniowe paszteciki, Fasolki wszystkich smaków Bertiego Botta, Kwachy i Lodowe myszy, oraz mnóstwo innych przysmaków.

      Tym razem jednak trójka przyjaciół wyszła z piwnicy i skierowała się do Pubu pod Trzema Miotłami. Gdy weszli do środka, rodzeństwo ruszyło kupić potrzebne im napoje, a Hermiona usiadła przy jednym z wolnych stolików, oddalonych znacznie od kasy, gdy po kilkunastu minutach zobaczyła, że chłopcy otrzymali już wszystko co potrzebowali i płacą, wyszła z pomieszczenia jak gdyby nigdy nic.

       - Jak tam Hermiono, nie zanudziłaś się? – zapytał Fred ze śmiechem.
 - Nie, ale było blisko, kupiliście miód z korzeniami? – zapytała z nadzieją szesnastolatka, która bardzo lubiła ten alkohol.
 - Jasne, ale nie wiem, czy powinniśmy nim częstować niepełnoletnią uczennicę… - powiedział George z udawaną powagą, za co dostał łokciem w brzuch.
 - Ja nie będę taki surowy, jak chcesz możesz wypić wszystko. – uśmiechnął się sugestywnie Fred, a Hermiona się zarumieniła.

      Parę miesięcy temu, wypiła trochę za dużo i tańczyła po pokoju śpiewając jak bardzo kocha bliźniaków, za to, że dali jej ten, jak to powiedziała, napój bogów.
 - To była wasza wina. – powiedziała dziewczyna, wiedząc, że wszyscy wspominają tą samą sytuację.
 - Wcale nie, jesteś po prostu zbyt przekonująca, jak czegoś chcesz. – odparł Fred szturchając Hermionę delikatnie w bok.
 - Dobrze wiedzieć. – uśmiechnęła się nastolatka uroczo. – W takim razie, może nie pójdziemy dzisiaj w ogóle na lekcje?

***

      Harry rozglądał się mimowolnie po klasie OPCM zawiedziony.
Hermiony nigdzie nie było.
Luna miała teraz inne lekcje i nie mógł spoglądać na drugi obiekt swoich westchnień.
 - Harry, co robisz dziś popołudniu? – zapytała nagle Lena Hunter, z jego klasy, siedząca ławkę dalej.
 - Nic, a co? – odpowiedział nastolatek.
 - Wiesz pomyślałam, że może pouczyłbyś mnie gry w quidditch’a? Chciałabym się dostać do drużyny, w tym roku, ale nie jestem pewna czy sobie poradzę…
 - Hmm… - zawahał się chłopak wpatrując się w nastolatkę.

      Lena była jedną z przyjaciółek Hermiony, była bardzo ładna, miała długie kręcone brązowe włosy i niebieskie oczy, ubierała się jego zdaniem nieco zbyt skąpo, ale z gustem. Koło nastolatki siedziała Lily Moore, miała długie ciemno blond włosy i oczy takiego samego koloru jak Hunter, patrzyła na Pottera ciekawa jego reakcji.
 - No dobra, mogę cię pouczyć. – powiedział, a dziewczyna obdarzyła go czarującym uśmiechem.
 - To o 17 na boisku? – zapytała nieco zbyt głośno i wszyscy odwrócili się w nich stronę, a dziewczęta spojrzały na Lenę złowrogo, pewne że umówiła się z nim na randkę.

 ***

       - Hermiono już wystarczy, za pięć godzin mamy szlaban nie możesz iść na niego pijana. – mówił George krzywiąc się.
 - Przecież piję tyle co wy. – skrzywiła się urażona nastolatka.
 - Tak, ale dobrze wiesz, że masz słabą głowę. – powiedział Fred próbując zabrać dziewczynie butelkę Cherry.
 - Pfff… dobra. – mruknęła obrażona Hermiona i wyszła z pokoju chłopaków w którym siedzieli we trójkę.

      Z początku bliźniacy śmiali się z poczynań dziewczyny jednak gdy dziewczyna nie wróciła po dziesięciu minutach, zdali sobie sprawę z tego, że właśnie nastolatka, która wypiła sporo alkoholu chodzi po szkole w godzinach lekcyjnych i zerwali się z miejsc.

      Hermiona rzeczywiście nie myśląc do końca trzeźwo wyszła sobie na spacer do… lochów.
Gdy szła tak oglądając wspaniałe „widoki” pajęczyn i kurzu (co robi woźny Filch?), natknęła się nagle na innego ucznia również spacerującego po korytarzu.
 - Hej – uśmiechnęła się promiennie Hermiona i zerknęła na chłopaka idącego w jej kierunku, gdy zdała sobie sprawę kto to jest, skrzywiła się nieco, jak dziecko które dostało inny kolor zabawki niż chciało.
 - Eee, hej? – powiedział Nott unosząc brwi.
      Dopiero gdy podszedł bliżej zrozumiał, że nastolatka nie jest do końca trzeźwa. Sam zrobił sobie małe wagary bo miał mieć właśnie Wróżbiarstwo którego nienawidził, ale on przynajmniej nie świętował tego alkoholem.

     Jak na złość dla obojga nagle niedaleko nich wyrósł Snape. Hermiona jak wystraszona dziewczynka odruchowo przytuliła się do Teodora, a on nie myśląc wiele, wziął ją szybko na ręce i powiedział do profesora:
 - Dzień dobry, profesorze. Muszę iść z Granger do Pani Pomfrey, gdyż źle się poczuła na lekcji. – i nim profesor coś powiedział wziął ją z zasięgu jego wzroku.

      Odruchowo poniósł ją do pokoju wspólnego Ślizgonów i posadził na zielonej kanapie, w pobliżu na szczęście nikogo nie było.
 - Co ty wyprawiasz Granger? – powiedział Nott, spokojnie jak zwykle.
 - Nie wierzę… - odparła Gryfonka z otwartą buzią. – Nie wydałeś mnie Profesorowi!
 - A po co miałbym to robić? Żebym sam wpadł w tarapaty, za wagarowanie?
 - Snape by cię nie wydał. – powiedziała nastolatka, która zaczęła już myśleć trzeźwiej.
 - Ugh, nie mogłabyś po prostu podziękować. – skrzywił się Teodor, nie wiele sobie po tym obiecując, ale ku swojemu zdziwieniu Hermiona powiedziała grzecznie.
 - Dziękuję. Muszę iść do mojego dormitorium! – dodała nagle, zdając sobie w pełni sprawę z tego, że siedzi na Ślizgońskiej kanapie, podczas gdy w każdej chwili ktoś tu może przyjść i ją zobaczyć.

      Pokój miał kamienne ściany i niskie sklepienie, a z sufitu zwisały na łańcuchach zielonkawe lampy. Wszystko tutaj, było w różnych odcieniach koloru Slytherinu. Pokój był utrzymany raczej w ciemnych barwach.

        - No przecież nie możesz przejść przez cały Hogwart w takim stanie. To cud, że wcześniej nikt cię nie złapał. – Powiedział Nott zastanawiając się, po co w ogóle martwi się Gryfonką. Nic do niej nie miał, ale też przeważnie nie interesował się nikim z poza jego domu.
Hermiona główkując nad tym samym w końcu kiwnęła głową.
 - Okej, niech będzie, ale mój stan jest w porządku.

        Teodor tylko pokręcił głową, ale się nie odezwał.
 - Idziesz na dzisiejsze spotkanie, prawda? – zapytał nagle chłopak.
 - Taak… - powiedziała Granger z lekkim wahaniem.
 - To dobrze. – mruknął chłopak spoglądając w okno.
 - Powiesz mi, o co chodzi z tym spotkaniem?
 - Nie.
 - Dlaczego? – zapytała dziewczyna krzywiąc się.
 - Bo dowiesz się wieczorem.
 - Ehh, ja się tu zanudzę, jak mi nic nie opowiesz.
 - A co mam ci opowiedzieć? Chyba nie bajkę. – zakpił chłopak.
 - Powiedz mi jak to jest być Ślizgonem.
 - Chyba nie rozumiem. – Nott przekrzywił lekko głowę, zastanawiając się.

      - To proste. Ja będąc Gryfonką czuję dumę. Wiem, że Gryfoni są dobrzy, odważni i wierni przyjaciołom. Teraz ty.
 - Szczerze? – zapytał chłopak i nie czekając na reakcję dziewczyny wyrzucił z siebie. – To jest okropne! Niby jestem synem arystokratów i powinienem być w siódmym niebie, a tak naprawdę wolał bym mieszkać wszędzie byle nie z nimi. Trafiłem tutaj tylko przez chore marzenia mojego ojca i mojej matki. Tiara uważała, że powinienem iść do Gryffindoru, ale przekonałem ją, żeby zrobiła inaczej, aby moi rodzice byli dumni. Chciałem, żeby mnie wreszcie docenili, ale oni tylko są zawiedzeni, że nie znajduję przyjemności w obrażaniu mugolaków! A teraz chcieliby, abym nie istniał, bo utrudniam im rozwód.

      Hermionę zatkało. Te słowa były tak szczere i pełne żalu, że kompletnie nie wiedziała co powiedzieć, przygryzła tylko wargę wpatrując się w jego przepełnione smutkiem oczy, z których zniknęła maska obojętności i spokoju.