No i jest kolejny rozdział! <3 Cieszę się strasznie, że udało mi się go napisać. ^^
Bardzo dziękuję za każdy komentarz który od was dostałam, one mnie motywują, żebym pisała kolejne rozdziały! :D
Pozwolę sobie podziękować i dedykować ten rozdział: Alicji która poprawia każdy mój tekst, żeby nie było za dużo błędów oraz Lupus Lumos która komentuje niemal każdy post i jest ze mną odkąd zaczęłam pisać tego bloga! <3
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
- Mam szukać ludzi z zeszytami? Zgłupiałaś?! –
Draco mówił podniesionym głosem.
- Nie z jakimiś tam zeszytami. – odpowiedział
mu spokojny cichy głos Luny. – Ale, ty się już pewnie domyślasz o jakie zeszyty
chodzi. Mówi ci coś ten cytat: „Niby zeszyt jak zeszyt, szary itd., ale ktoś na okładce narysował małą
dziewczynkę w postaci anioła, trzymającego w rękach serce.”?
Dracona zatkało. To był
słowo w słowo jego tekst! To on to napisał!
- S-skąd? – wyjąkał.
- Niektórych rzeczy człowiek nie zrozumie. –
odpowiedziała zamyślona dziewczyna. – Podpowiem ci, że jest ich osiemnaście.
Wiesz Draconie, są czary które trudno zrozumieć normalnej osobie, ale w swojej
grupie będziecie je zgłębiać, a ja wam pomogę. Tylko pamiętaj! Ja jestem dla
innych tylko jedną ze zwerbowanych przez ciebie uczennic. I nikt nie może
wiedzieć, że znam treści pisane w tych dziennikach. – chłopak skrzywił się. -
To dla waszego dobra, nie chcesz wiedzieć, jakie były inne wersje tej historii.
- Historii?
- Tak. Tej w której żyjemy.
***
- Więc widzę was wieczorem! – wykrzyknął Ron
do rodzeństwa i Granger wychodząc z wielkiej Sali.
Skierował się w
stronę dormitorium, ale na jednym z korytarzy spotkał Dracona.
- I jak, dowiedziałeś się czegoś?
- Aż za dużo. – mruknął chłopak nadal
zamyślony.
- I co? Komu możesz ufać? – dopytywał się
Ronald.
- Ludziom z zeszytami. – prychnął Malfoy.
- Co?
- To! Mam ufać ludziom którzy mają zeszyty z
tymi cholernymi aniołkami! – wykrzyknął wkurzony Draco, a Ron pobladł.
Malfoy, który już
oprzytomniał i spostrzegł reakcję kolegi przyjrzał mu się uważnie.
- Masz taki, prawda?
- Ee… znaczy ja znalazłem ostatnio na
błoniach…
- W sumie mogłem się tego domyślić… też taki
mam i Lovegood też, więc musimy znaleźć jeszcze piętnaście.
- Jak zamierzasz sprawdzić kto ma pamię…
dziennik?
- Trzeba będzie jakoś to zrobić…
- A może tak iść
na szczerość?
- I co będę jak głupi pytał wszystkich czy nie
znaleźli przepadkiem anielskiego zeszyciku?!
- Nie wszystkich, tylko osoby które uważamy za
odpowiednie do twojej… eee… grupy?
- A kogo to obchodzi, może być i sabat
czarownic. – Weasley wybuchnął śmiechem, a zaraz po nim Draco.
***
- Stary, wielkie dzięki. – powiedział Blaise
spoglądając na Teo. – Przecież Draco by mnie zabił jakby przeze mnie nikt nie
przyszedł.
- Spoko. – odpowiedział Nott lekko się przy
tym uśmiechając co u niego było rzadko spotykane.
- To co, przyjdziesz na spotkanie?
Teodor chwilę się
zawahał, ale w końcu odpowiedział krótko.
- Tak.
- To fajnie. – uśmiechnął się chłopak.
***
Draco szedł
spokojnie po korytarzach rozglądając się na boki. Niedawno rozmawiał z Weasleyem,
Zabinim i Nottem, postanowili się rozdzielić i spróbować wyhaczyć wzrokiem
kogoś kto mógłby potencjalnie należeć do ich małego sabatu.
Nagle niedaleko
przechodziła Astoria, chłopak przygryzł wargę niezdecydowany, pierwszy raz miał
problem z podejściem do dziewczyny. W końcu jednak zdecydował się i podszedł.
Złapał ją za rękę, aby nie odchodziła. Dziewczyna zerknęła za siebie i
zmarszczyła brwi zaskoczona.
- Eee… moglibyśmy chwilę porozmawiać? –
zapytał chłopak niepewnie.
- Okej, ale szybko zaraz mam transmutację.
- Słuchaj bo ja mam… pewien problem. Zbieram
wybrane osoby z którymi chciałbym się spotkać wieczorem żeby, yyy… porozmawiać
i wyjaśnić o co mi chodzi. – wyjaśnił zacinając się Draco.
- Wiesz, na wieczór jestem umówiona z Lee…
- Z kim?!
- Z Lee. Lee Jordanem. – powiedziała hardo
dziewczyna, spoglądając na nastolatka wyzywająco.
To się właśnie
Malfoyowi podobało w Greengrass, jak miała swoje zdanie to za nic go nie
zmieni. Trochę tak jak Pansy. Właśnie! Przecież trzeba namówić jeszcze Parkinson.
A no i miał się zapytać dlaczego obściskuje się z jakimś Gryfonem.
- Okej…
- chłopak zaczął powoli zastanawiając się co dalej. – No to… weź go ze
sobą. – ostatnie cztery słowa niemal wypluł i zaczął się zastanawiać czy dobrze
zrobił.
Astoria spojrzała
Draconowi w oczy zaskoczona.
- Poważnie?! – chłopak kiwną tylko głową. –
Okej, niech będzie. O której i gdzie?
- O dziewiętnastej w pokoju życzeń.
- Gdzie? – dziewczyna zmarszczyła brwi.
- Aaa nie znasz tego miejsca, spotkajmy się
przed wejściem do lochów niech przyjdzie też twój „przyjaciel”. – powiedział
krzywiąc się nieznacznie przy ostatnim słowie.
W tym momencie
zadzwonił dzwonek i była para rozeszła się do klas nawet na siebie nie spoglądając.
***
Fred z Georgem i
Hermioną wesoło ruszyli po dzwonku w stronę bijącej wierzby, już jakiś czas
temu odkryli, że można tędy przejść prosto do Hogsmeade. Tak naprawdę Hermiona
powinna iść do klasy OPCM, a bliźniacy mieli teraz Historię Magii, ale wagary
raz na jakiś czas nie zaszkodzą.
- Jestem ciekawa kto będzie na tym ich
spotkaniu… - powiedziała Granger.
- Miejmy tylko nadzieję, że nie sami Ślizgoni.
– skrzywił się zniesmaczony George, a Fred przygryzł wargę i nic nie
powiedział.
Dziewczyna
zauważyła nietypową reakcję jednego z bliźniaków, ale nie skomentowała tego.
W piwnicy
miodowego królestwa trójka przyjaciół poczuła się jak w domu, właściciel był
przyzwyczajony do tego, że ta trójka często pojawia się tu znikąd. Co więcej, nie mieli nic przeciwko temu, że
bliźniacy nawet przeważnie nie wychodzili na górę, tylko brali w piwnicy to co
potrzebowali i zostawiali odliczoną kwotę.
W piwnicy było
bardzo przytulnie. Ściany wyłożone Kamieniami, a w kącie kominek. W dużym
pomieszczeniu wszędzie walały się takie słodycze jak: Cukrowe pióra do pisania, Czaszki z galarety, Czekoladowe kociołki, różdżki, gały, szkielety i żaby, Dyniowe paszteciki, Fasolki wszystkich smaków Bertiego
Botta, Kwachy i Lodowe myszy, oraz mnóstwo innych przysmaków.
Tym razem jednak trójka przyjaciół wyszła z piwnicy i skierowała się do
Pubu pod Trzema Miotłami. Gdy weszli do środka, rodzeństwo ruszyło kupić
potrzebne im napoje, a Hermiona usiadła przy jednym z wolnych stolików,
oddalonych znacznie od kasy, gdy po kilkunastu minutach zobaczyła, że chłopcy
otrzymali już wszystko co potrzebowali i płacą, wyszła z pomieszczenia jak
gdyby nigdy nic.
- Jak tam Hermiono, nie zanudziłaś
się? – zapytał Fred ze śmiechem.
- Nie, ale było blisko, kupiliście
miód z korzeniami? – zapytała z nadzieją szesnastolatka, która bardzo lubiła
ten alkohol.
- Jasne, ale nie wiem, czy powinniśmy
nim częstować niepełnoletnią uczennicę… - powiedział George z udawaną powagą,
za co dostał łokciem w brzuch.
- Ja nie będę taki surowy, jak
chcesz możesz wypić wszystko. – uśmiechnął się sugestywnie Fred, a Hermiona się
zarumieniła.
Parę miesięcy temu, wypiła trochę za dużo i tańczyła po pokoju śpiewając
jak bardzo kocha bliźniaków, za to, że dali jej ten, jak to powiedziała, napój
bogów.
- To była wasza wina. – powiedziała
dziewczyna, wiedząc, że wszyscy wspominają tą samą sytuację.
- Wcale nie, jesteś po prostu zbyt
przekonująca, jak czegoś chcesz. – odparł Fred szturchając Hermionę delikatnie
w bok.
- Dobrze wiedzieć. – uśmiechnęła się
nastolatka uroczo. – W takim razie, może nie pójdziemy dzisiaj w ogóle na
lekcje?
***
Harry rozglądał się mimowolnie po klasie OPCM zawiedziony.
Hermiony nigdzie nie było.
Luna miała teraz inne lekcje i nie mógł spoglądać na drugi obiekt swoich
westchnień.
- Harry, co robisz dziś popołudniu?
– zapytała nagle Lena Hunter, z jego klasy, siedząca ławkę dalej.
- Nic, a co? – odpowiedział
nastolatek.
- Wiesz pomyślałam, że może
pouczyłbyś mnie gry w quidditch’a? Chciałabym się dostać do drużyny, w tym
roku, ale nie jestem pewna czy sobie poradzę…
- Hmm… - zawahał się chłopak
wpatrując się w nastolatkę.
Lena była jedną z przyjaciółek Hermiony, była bardzo ładna, miała długie
kręcone brązowe włosy i niebieskie oczy, ubierała się jego zdaniem nieco zbyt
skąpo, ale z gustem. Koło nastolatki siedziała Lily Moore, miała długie ciemno
blond włosy i oczy takiego samego koloru jak Hunter, patrzyła na Pottera
ciekawa jego reakcji.
- No dobra, mogę cię pouczyć. –
powiedział, a dziewczyna obdarzyła go czarującym uśmiechem.
- To o 17 na boisku? – zapytała
nieco zbyt głośno i wszyscy odwrócili się w nich stronę, a dziewczęta spojrzały
na Lenę złowrogo, pewne że umówiła się z nim na randkę.
***
- Hermiono już wystarczy, za pięć
godzin mamy szlaban nie możesz iść na niego pijana. – mówił George krzywiąc
się.
- Przecież piję tyle co wy. –
skrzywiła się urażona nastolatka.
- Tak, ale dobrze wiesz, że masz
słabą głowę. – powiedział Fred próbując zabrać dziewczynie butelkę Cherry.
- Pfff… dobra. – mruknęła obrażona
Hermiona i wyszła z pokoju chłopaków w którym siedzieli we trójkę.
Z początku bliźniacy śmiali się z poczynań dziewczyny jednak gdy dziewczyna
nie wróciła po dziesięciu minutach, zdali sobie sprawę z tego, że właśnie
nastolatka, która wypiła sporo alkoholu chodzi po szkole w godzinach lekcyjnych
i zerwali się z miejsc.
Hermiona rzeczywiście nie myśląc do końca trzeźwo wyszła sobie na spacer
do… lochów.
Gdy szła tak oglądając wspaniałe „widoki” pajęczyn i kurzu (co robi woźny
Filch?), natknęła się nagle na innego ucznia również spacerującego po
korytarzu.
- Hej – uśmiechnęła się promiennie
Hermiona i zerknęła na chłopaka idącego w jej kierunku, gdy zdała sobie sprawę
kto to jest, skrzywiła się nieco, jak dziecko które dostało inny kolor zabawki
niż chciało.
- Eee, hej? – powiedział Nott
unosząc brwi.
Dopiero gdy podszedł bliżej zrozumiał, że nastolatka nie jest do końca trzeźwa.
Sam zrobił sobie małe wagary bo miał mieć właśnie Wróżbiarstwo którego
nienawidził, ale on przynajmniej nie świętował tego alkoholem.
Jak na złość dla obojga nagle niedaleko nich wyrósł Snape. Hermiona jak
wystraszona dziewczynka odruchowo przytuliła się do Teodora, a on nie myśląc
wiele, wziął ją szybko na ręce i powiedział do profesora:
- Dzień dobry, profesorze. Muszę iść
z Granger do Pani Pomfrey, gdyż źle się poczuła na lekcji. – i nim profesor coś
powiedział wziął ją z zasięgu jego wzroku.
Odruchowo poniósł ją do pokoju wspólnego Ślizgonów i posadził na zielonej
kanapie, w pobliżu na szczęście nikogo nie było.
- Co ty wyprawiasz Granger? –
powiedział Nott, spokojnie jak zwykle.
- Nie wierzę… - odparła Gryfonka z
otwartą buzią. – Nie wydałeś mnie Profesorowi!
- A po co miałbym to robić? Żebym
sam wpadł w tarapaty, za wagarowanie?
- Snape by cię nie wydał. –
powiedziała nastolatka, która zaczęła już myśleć trzeźwiej.
- Ugh, nie mogłabyś po prostu
podziękować. – skrzywił się Teodor, nie wiele sobie po tym obiecując, ale ku
swojemu zdziwieniu Hermiona powiedziała grzecznie.
- Dziękuję. Muszę iść do mojego
dormitorium! – dodała nagle, zdając sobie w pełni sprawę z tego, że siedzi na
Ślizgońskiej kanapie, podczas gdy w każdej chwili ktoś tu może przyjść i ją
zobaczyć.
Pokój miał kamienne ściany i niskie sklepienie, a z sufitu zwisały na
łańcuchach zielonkawe lampy. Wszystko tutaj, było w różnych odcieniach koloru
Slytherinu. Pokój był utrzymany raczej w ciemnych barwach.
- No przecież nie możesz przejść
przez cały Hogwart w takim stanie. To cud, że wcześniej nikt cię nie złapał. –
Powiedział Nott zastanawiając się, po co w ogóle martwi się Gryfonką. Nic do
niej nie miał, ale też przeważnie nie interesował się nikim z poza jego domu.
Hermiona główkując nad tym samym w końcu kiwnęła głową.
- Okej, niech będzie, ale mój stan
jest w porządku.
Teodor tylko pokręcił głową, ale się nie odezwał.
- Idziesz na dzisiejsze spotkanie,
prawda? – zapytał nagle chłopak.
- Taak… - powiedziała Granger z
lekkim wahaniem.
- To dobrze. – mruknął chłopak
spoglądając w okno.
- Powiesz mi, o co chodzi z tym
spotkaniem?
- Nie.
- Dlaczego? – zapytała dziewczyna
krzywiąc się.
- Bo dowiesz się wieczorem.
- Ehh, ja się tu zanudzę, jak mi nic
nie opowiesz.
- A co mam ci opowiedzieć? Chyba nie
bajkę. – zakpił chłopak.
- Powiedz mi jak to jest być
Ślizgonem.
- Chyba nie rozumiem. – Nott
przekrzywił lekko głowę, zastanawiając się.
- To proste. Ja będąc Gryfonką czuję
dumę. Wiem, że Gryfoni są dobrzy, odważni i wierni przyjaciołom. Teraz ty.
- Szczerze? – zapytał chłopak i nie
czekając na reakcję dziewczyny wyrzucił z siebie. – To jest okropne! Niby
jestem synem arystokratów i powinienem być w siódmym niebie, a tak naprawdę
wolał bym mieszkać wszędzie byle nie z nimi. Trafiłem tutaj tylko przez chore
marzenia mojego ojca i mojej matki. Tiara uważała, że powinienem iść do
Gryffindoru, ale przekonałem ją, żeby zrobiła inaczej, aby moi rodzice byli
dumni. Chciałem, żeby mnie wreszcie docenili, ale oni tylko są zawiedzeni, że
nie znajduję przyjemności w obrażaniu mugolaków! A teraz chcieliby, abym nie
istniał, bo utrudniam im rozwód.
Hermionę zatkało. Te słowa były tak szczere i pełne żalu, że kompletnie nie
wiedziała co powiedzieć, przygryzła tylko wargę wpatrując się w jego
przepełnione smutkiem oczy, z których zniknęła maska obojętności i spokoju.