WESOŁYCH ŚWIĄT KOCHANI! <3 Nie ma jeszcze w tym rozdziale obiecanego balu, ale jest on w pewnym sensie ponad programowy, taki z okazji świąt i nadal mam zamiar dodać kolejny rozdział koło sylwestra! ;3 Co do samego rozdziału to sporo rzeczy może was zaskoczyć, ale mam nadzieję, że pozytywnie. ;) Nie jest zbyt świątecznie, raczej troszkę dramatycznie, ale następny rozdział będzie zdecydowanie weselszy i wiele się wyjaśni! No i wtedy już będzie bal. ;D
A na koniec dedykacje. Rozdział dedykuję: Martine Rze, Pomylunie, BlackBerry, Oli, Charm, Cathlin Weasley oraz Lupus Lumos, czyli po prostu osobom które skomentowały poprzedni rozdział. Jestem wam wdzięczna, że poświęcanie czas nie tylko na czytanie mojego bloga, ale też zostawienie komentarzy, które w waszym wypadku są wyjątkowo długie i podnoszące na duchu! ;*
Ginny siedziała w łazience skulona. Po zerwaniu z Cornerem,
postanowiła sobie nie wiązać się z nikim przez dłuższy czas. Nie mogła uwierzyć,
że nagle straciła panowanie nad swoim życiem uczuciowym, podczas gdy do tej
pory wszystko było w porządku i nie miała większych problemów w związkach.
Parę
dni po rozstaniu z Michaelem, jego przyjaciel Terry Boot zaczął ją podrywać. Z
początku nie traktowała go zbyt poważnie, ale był wobec niej tak uprzejmy i
szarmancki, że zaczęła spoglądać na niego przychylniejszym okiem. Na tydzień
przed słynnym balem chłopak poprosił ją o chodzenie, a ta zgodziła się
zauroczona czarem, który roztaczał wokół siebie Terry. Jednak po trzech dniach,
we wtorek Boot cały dzień unikał nastolatki, a gdy ta dorwała go na jednej
przerwie, stwierdził, że nie ma ochoty rozmawiać. Następnego dnia zerwał z nią
i powiedział, że nigdy nie myślał o niej na poważnie, nie mówił tego głosem
świadczącym, że chce ją skrzywdzić, wręcz przeciwnie, mimo słów które
wypowiadał jego oczy były przepełnione smutkiem i jakby niedowierzaniem, że on
był w stanie tak się zachować.
Tak naprawdę jedyne co sprawiało, że jeszcze nie zaczął jej
przepraszać i tego wszystkiego odkręcać był fakt, że dziewczyna mimo bólu w
oczach nie płakała, nie wściekała się i była całkowicie opanowana. Powiedział
więc kwestie którą mu nakazał Corner i na końcu dodał przygryzając wargę, że
była to zemsta Michaela, za to jak go odrzuciła.
Chłopak był pewny, że to spłynęło po dziewczynie i nie czuł
się zbyt winny, tylko czasami przypominał sobie słowa matki o tym jak traktuje
się kobiety, nie wiedział, że jeszcze godzinę po ich rozmowie nastolatka
wypłakiwała oczy w łazience Jęczącej Marty.
***
Cho siedziała wraz z Lavender w pokoju. Brown trajkotała jak
to wspaniale będzie jej tańczyć z Malfoy’em na balu, szybko zapomniała o jego
nie zbyt entuzjastycznej reakcji podczas losowania par, natomiast Chang kiwała
co chwilę głową myślami będąc przy swoim własnym partnerze na bal.
Jak to będzie tańczyć z Ronaldem Weasley’em? Nie jest
brzydki, właściwie to jest całkiem ładny, ale jednak jest młodszy od niej i w
dodatku Ślizgon… Chociaż w sumie to tylko jeden taniec. Potem może tańczyć z
kim zapragnie, a właściwie to z tym kto zapragnie tańczyć z nią.
Nagle do pokoju wparowały bliźniaczki Patil. Te bardzo
chętnie dołączyły się do dyskusji o balu, ale Parvati po kilkunastu minutach
wyszła z pomieszczenia bo przyszedł jej jakiś list…
***
- Jesteś cholernie
słaba… - szepnęła do siebie Ginny patrząc w lustro.
W jej głowie trwała gonitwa rozpaczy i rozsądku, niestety na
razie wygrywało to pierwsze. Co się właściwie stało?! Dlaczego była taka
delikatna, że jakichś dwoje głupich nastolatków potrafiło ją skrzywdzić? A może
to nie chodziło o nich? Tylko o sam fakt, że dziewczyna nienawidziła mieć
wrogów? Mimo wybuchowego charakteru, często coś odkręcała, albo przepraszała
byle by nie narobić sobie przeciwników. Zawsze się wycofywała w ostatniej chwili…
- Zwyczajnie
tchórzyłam! – wrzasnęła Weasley i z wściekłością, bezradnością oraz rozpaczą
uderzyła ręką w szklaną taflę, która natychmiast rozpadła się na drobne
kawałki…
***
Kochana Hope!
Postanowiłem… mam już
dość ukrywania się ze swoją tożsamością! Czy nie zechciałabyś spotkać się ze
mną jutro o osiemnastej na błoniach? Na ławeczce nieopodal bijącej wierzby.
Strasznie Cię polubiłem i bardzo chciałbym wreszcie Cię tak naprawdę poznać. Co
ty na to? Odpisz jak najszybciej.
Twój Brave
***
Draconie Malfoy’u!
Od ponad miesiąca nie
otrzymałem odpowiedzi! Gdyby nie fakt, że jesteś moim synem, nie pozwoliłbym Ci
na tak długą zwłokę. Postanowiłem więc, że masz jeszcze miesiąc czasu. W innym
wypadku porozmawiamy inaczej. Odmowa będzie równo znaczna ze stanięciem
przeciwko mnie, a ja moich wrogów bezwarunkowo likwiduję. Może myślisz, że w
Hogwarcie będziesz bezpieczny? Nie zapominaj jednak, że nie miałbym
najmniejszego problemu z zabiciem Narcyzy.
Podejmij słuszną
decyzję.
L.M.
***
Teodor od kilku dni ponownie zamknął się w sobie. Niemal tak,
jak przed paroma tygodniami. Niemal, ponieważ mimo wszystko dopuszczał do
siebie Blaise’a, który stał się ponownie jego najlepszym przyjacielem. Od
szlabanu nie rozmawiał z Hermioną. Widzieli się na spotkaniach Draco, ale nie
odzywali się do siebie co doprowadzało go do szału. Targały nim sprzeczne
uczucia, od zawsze miał z czymś takim problem, dlatego właśnie stał się
samotnikiem.
Gdy jakaś dziewczyna stała mu się bliższa niż inne, czuł
potrzebę pogłębiania tej znajomości. Niby to nic złego, ale co kiedy ta
dziewczyna go nie chciała? Wtedy nie mógł się na niczym skupić, w głowie
wirowała mu tylko ona, a gdyby postanowił poratować się alkoholem, skończyłoby
się to pisaniem do ukochanej listów miłosnych przez utracenie nad sobą
kontroli.
Ostatni raz przydarzyło mu się to ponad rok temu na
wakacjach, w dodatku z mugolką. Poznał ją przypadkiem na plaży, zwierzył się ze
swoich smutków i zakochał bez pamięci, a dziewczyna miała chłopaka…
Właśnie dlatego teraz walczył ze sobą, żeby nie zbliżać się
do Granger. Tylko by pogorszył swoją paskudną sytuację. Ta dziewczyna mogła
mieć każdego i pokazywała to wyraźnie flirtując z różnymi „kolegami”. A on nie
chciał być jednym z wielu, chociaż był bliski zgodzenia się również na taki układ.
- Co też kobiety robią
z ludźmi? – zapytał sam siebie, a potem zanucił – „Śmierć jest kobietą – teraz
wiesz, nie zapomina, więc i nie da ci zapomnieć…”
Siedział właśnie w bibliotece, próbując od dwóch godzin,
oczywiście bezskutecznie, napisać referat na transmutację.
***
Drzwi do łazienki jęczącej Marty otworzyły się i wparował do
niej Draco z wykrzywioną z bólu twarzą, z początku nie zwrócił nawet uwagi na
to co dzieje się w środku, gdy nagle zdał sobie sprawę z tego co widzi.
- Weasley! Co ty
wyprawiasz?!
Ginny siedziała na podłodze, gdzieniegdzie odrapana od
roztrzaskującego się szkła. Z oczu ciurkiem ciekły jej łzy. Wpatrywała się jak
zahipnotyzowana w spory kawałek lustra który trzymała w dłoni. Na nadgarstku
miała podłużną ranę z której ciekła krew. Nie odwróciła się do chłopaka. Wręcz
przeciwnie skuliła się w sobie, odruchowo ściskając w dłoni ostry przedmiot.
- Weasley!? Chcesz się
zabić?
Z dłoni nastolatki popłynęła powoli mocno czerwona krew.
- Nie chcę. –
powiedziała Ginny przyglądając się z zafascynowaniem i szokiem swojej ręce.
- Więc odłóż to do
cholery! – nie uzyskał odpowiedzi. – Proszę, Ginny! – powiedział błagalnie i
tym razem nastolatka rozluźniła mięśnie tak, że szkiełko upadło na twardą
posadzkę. – Idziemy do skrzydła szpitalnego!
- Nie! – pisnęła Ginny
ze łzami w oczach. – Ja już nie będę! Obiecuję… - łkała nastolatka, zachowując
się jak małe dziecko które zrobiło coś złego. – Ja tylko… sama nie wiem, po
prostu tak wyszło… jestem słaba. – powiedziała bardzo cicho.
- Nie jesteś! Co ty
wygadujesz?! Pierwszy raz widzę żebyś płakała!
Na ustach Ginny pojawił się blady, gorzki uśmiech.
- Bo do tej pory mi
się udawało. Wcześniej się nie rozklejałam tak. Wcześniej zawsze byłam twarda…
Nikt poza mną samą, nie widział moich łez. Ale teraz… ja już nie mogę.
Wszystkie negatywne emocje starałam się dusić w sobie i one teraz mszczą się na
mnie… one teraz duszą mnie.
- Dobra… mam pewien
pomysł. Ale najpierw pozwól mi opatrzyć te rany, myślę, że parę zaklęć powinno
pomóc… - powiedział Draco, czując jak jakieś ciepłe uczucie pojawia się w jego
sercu.
Może to dziwne, ale Malfoy pierwszy raz poczuł, jakie to
przyjemne uczucie być w stanie komuś pomóc.
***
Brave!
Okej, spotkajmy się jutro. Troszkę się denerwuję, ale to
chyba normalne..?
Buziaki, Hope!
***
- Stary, co jest? Od
paru dni chodzisz taki załamany… - Blaise siedział z Teo w ich dormitorium,
martwił się o kumpla.
- Chodzi o Hermionę. –
powiedział najciszej jak potrafił, a Zabini zakrztusił się piwem kremowym które
właśnie popijał.
- Hermionę? Jak to?
- Zakochałem się w
niej bez pamięci… zapomniałem tylko, że to dziewczyna która może mieć każdego…
- Aaa… - Blaise
machnął różdżką nic nie rozumiejąc a na stole pojawiła się ognista i dwie
szklanki, nalał im obojgu, spoglądając z wyczekiwaniem na przyjaciela.
Nott spojrzał na szklankę z wahaniem, ale w kocu wziął ją do
ręki.
- Widzisz, kiedyś
natknąłem się na nią jak lekko pijana zwiedzała lochy… - Blaise uniósł brwi
zaskoczony, ale nic nie powiedział. – To było w czasie lekcji i akurat natknęliśmy
się na Snape’a. Udało mi się nas wybronić i zabrałem ją do naszego pokoju
wspólnego…
- Granger tu była!? –
tym razem Blaise nie mógł się powstrzymać.
- Taak… no i my
porozmawialiśmy trochę, szczerze. No i potem jeszcze parę razy rozmawialiśmy i zaczęliśmy
żartować wygłupiać się… a ostatnio jak miałem szlaban Filch ją przyprowadził i
okazało się, że to była kara za obcałowywanie się z Acostą w jednej z klas…
nawet nie chcę sobie wyobrażać tej sceny…
- O ile mi wiadomo, od
kilku dni Granger nie spotyka się z nikim, głównie spędza czas z Weasley’ami.
- A no właśnie to mój kolejny kłopot… przecież
jakby bliźniacy się dowiedzieli co do niej czuję, to by mnie zabili…
- Wmawiasz sobie,
myślę, że raczej zabili by cię jakbyś ją skrzywdził.
- Może… - chłopak
odstawił pustą szklankę na stolik i wstał. – Słuchaj ja idę, zobaczymy się
później, dzięki za rozmowę.
- Spoko. – Zabini
uśmiechnął się do kumpla.
***
Drogi Pamiętniczku
To znowu ja Hermiona.
Ostatnio Teo dziwnie się zachowuje, myślałam, że całkiem dobrze się dogadujemy,
a teraz zwyczajnie zaczął mnie unikać. Mam zresztą wrażenie, że nie tylko on,
Jerry też mnie unika, ale to akurat dobrze… No i od obiadu nie mogę znaleźć
Ginny.
Troszkę tęsknię za
Teodorem... przestał ze mną rozmawiać odkąd dowiedział się, że całowałam się z
Jerrym. Zachował się jakbym go zdradziła. Zresztą ja sama tak to teraz trochę
odczuwam. Od kilku dni za to częściej zaczęłam rozmawiać z Harrym, oczywiście
nic między nami nie ma, ale jest całkiem fajny. Chyba muszę iść poszukać Gi…
***
Ginny przyglądała się zaskoczona jak Draco wprawnie zasklepia
rany na jej rękach. Po chwili zostały tylko niewielkie białe ślady które, czego
Ginny była świadoma, nie znikną już nigdy.
- Dziękuję… - wyjąkała
nadal lekko przestraszona tą całą sytuacją. – Ja nie wiem co we mnie wstąpiło…
lepiej już pójdę.
Wstała lekko się chwiejąc i chciała wyjść, ale Malfoy
zatrzymał ją.
- Zaczekaj, chciałem
cię zabrać w jedno miejsce…
Ginny spojrzała na niego zaskoczona, ale nic nie powiedziała.
- Chodź. – pociągnął
ją delikatnie za łokieć w stronę wyjścia z łazienki.
***
Do dormitorium Hermiony, nagle wpadła jakaś niska blond włosa
dziewczynka z drugiej klasy.
- Jja przepraszam, że
pprzeszkadzam, ale przy wejściu do pokoju wspólnego stoi jakiś chłopak i
krzyczy, że się chce z tobą zobaczyć… - powiedziała cicho dziewczynka, nieco
się jąkając, onieśmielona.
Zaskoczona dziewczyna uniosła brwi.
- W porządku, już idę.
***
Ginny i Draco stali właśnie w Hogsmeade, przyszli tutaj
poprzez przejście w bijącej wierzbie.
- Niestety nie mogę
jeszcze czarować poza Hogwartem, więc pojedziemy Błędnym Rycerzem. Mam
nadzieję, że nie masz choroby lokomocyjnej, Weasley? – Ginny drgnęła gdy
wymówił jej nazwisko.
- Nie, Malfoy. –
powiedziała ponuro.
- Co jest? –
zaniepokoił się Draco.
- Nic. – odparła
obojętnie.
- Yhy, jak kobieta
mówi nic, to znaczy, że jednak coś.
- No wzywasz Błędnego
Rycerza, czy wracamy?
- Ehh… - westchnął
Malfoy i machnął swoją różdżką.
Już po chwili siedzieli w jednym z foteli, w autobusie.
Nieszczęśliwie trafili na dzień sporego tłoku w autobusie. Do celu ich podróży
mieli przyjechać za około godzinę.
- Długo będziemy, tam
gdzie mnie zabierasz? Bo musimy wrócić do zamku przed ciszą nocną…
- O, już nie jesteś
zła o nic. Te kobiety… trochę tam pobędziemy, ale myślę, że wrócimy na
dziewiątą.
- Okej. –
odpowiedziała Gin, ignorując pierwszą część wypowiedzi chłopaka.
Nagle Malfoy odwrócił się w stronę nastolatki pytając.
- Czy ty się
obraziłaś, bo powiedziałem do ciebie po nazwisku?!
- Emm, nie obraziłam się…
- odparła wymijająco Weasley, a potem z westchnieniem dodała. – Po prostu przez
chwile myślałam, że wrócił ten stary wredny, arystokratyczny Malfoy.
Tym razem to Draco nie odpowiedział, nagle zainteresowany
migającymi za oknem widokami.
***
- Hermiono! – zawołał
Nott gdy zobaczył wychodzącą zza portretu postać.
- Teo! O co chodzi? –
zapytała nastolatka z uśmiechem.
- Kocham cię! –
zawołał zdecydowanie za głośno, a szatynka wytrzeszczyła na niego oczy
zaskoczona.
Chłopak zbliżył się do dziewczyny, a ta nagle zrozumiała.
- Jesteś pijany. –
stwierdziła przyglądając się uważnie chłopakowi.
- Noo… tylko trochę,
pewnie jutro będę cię za to przepraszał, ale ja po prostu muszę… - nie skończył
zbliżając się do Hermiony i całując ją delikatnie.
Nastolatka po chwili odsunęła się i spojrzała niepewnie na
Teodora, który miał minę zbitego psa.
- Teo… nie chodzi o
to, że ja… że ja nie chcę, po prostu… ty jesteś pijany. – wyszeptała, a chłopak
odwrócił się i odszedł zostawiając dziewczynę z głową pełną niespokojnych
myśli.
***
Ginny stała w średniej wielkości pomieszczeniu, zupełnie
pustym, w którym panowała niespotykana cisza.
- Po co tu jesteśmy? –
zapytała dziewczyna mrużąc oczy, nagle zaczęła się bać pomysłu Dracona, jakby nie patrzeć to przecież nadal był ten Malfoy, który przez kilka lat
jej nienawidził, a przynajmniej nie pałał do niej sympatią…
- To jest pokój
krzyków. – oznajmił Draco. – To pomieszczenie jest w stu procentach
dźwiękoszczelne, wiec można się wykrzyczeć ile wlezie.
- Przejechaliśmy taki
kawał, żeby sobie pokrzyczeć? – nie dowierzała Ginny.
- Nawet nie wiesz jaką
ulgę sprawia wykrzyczenie z siebie całej frustracji która nas dusi w środku.
Nie raz już tu przyjeżdżałem, czasem trzeba jakoś pozbyć się wszystkich
negatywnych emocji. No już! Krzycz ile wlezie! – ponaglił dziewczynę Malfoy.
- Ale… dziwnie mi tak
nagle zacząć się przy tobie wydzierać.
- Ehh, Weas… Ginny. To
razem, na trzy.
Po chwili w pokoju rozległy się ogłuszające krzyki dwojga
nastolatków, które mieściły w sobie całą ich historię, wszystkie smutki,
złości, niedopowiedzenia…