Na wstępie chciałam was BARDZO przeprosić... Wiem, że rozdział miał być ponad pół miesiąca temu, nie ma sensu głupio się tłumaczyć nauką itd, po prostu postaram się poprawić. ;)
Rozdział tym razem w całości dedykowany Cathlin Weasley, nie tylko w podziękowaniu za długi komentarz, ale też z prośbą, żeby nie zawieszała swojego cudownego bloga i jak najszybciej dodała rozdział! ;*
Aha no i nie mogę zapomnieć o trzech wspaniałych czytelniczkach, które w komentarzach piszą mi prawdziwe książki, a mianowicie: Charm, BlackBerry i Ola! Kocham czytać te wasze powieści pod rozdziałami! <3
Oczywiście poza tym, dziękuję też każdej osobie która zagląda, czyta i komentuje mojego bloga, to dla mnie dużo znaczy! ;*
No i nie przedłużając zapraszam do czytania! ;3
PS: Zachęcam do pisania artykułów, szczegóły w odpowiedniej stronie po prawej stronie. ;)
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Po słowach profesora na chwilę zapanował zamęt. Część osób
się śmiała, inne były lekko zdenerwowane, a niektórzy się wystraszyli. Jednak
po kilkunastu minutach zabawa zaczęła się rozkręcać. Hermiona tańczyła właśnie
z Markiem Brandy. Chłopak był bardzo dobrym tancerzem, ale dziewczyna marzyła
tylko o utonięciu w jednych ramionach. Gdy piosenka się skończyła, odwróciła
się aby odejść i dokładnie naprzeciwko niej pojawił się Teodor Nott.
- Hermiona… -
powiedział spokojnie łapiąc dziewczynę w tali.
Z głośników popłynęła spokojna cicha muzyka. Granger w duchu
skakała z radości, pierwszy przytulany na balu i spędzi go w ramionach Teo!
Objęła nastolatka za szyję i wtuliła głowę w jego tors. Był bardzo wysoki.
- Hermiono… Chciałem z
tobą porozmawiać. – wyszeptał Nott.
- Tak?
- Co do tego, noo
wiesz… tego wieczornego zajścia…
- Nie musisz się
tłumaczyć, byłeś pijany… - powiedziała ze ściśniętym gardłem nastolatka.
- „Słowa pijanych to
myśli trzeźwych…” – zacytował chłopak spoglądając Hermionie w oczy.
Jej źrenice lekko rozszerzyły się ze zdziwienia a potem… jej
wargi odnalazły jego usta. Pocałowała go z entuzjazmem i mocą, jakiej nie
spodziewał się po niej. Nie miał nic przeciwko, odpowiedział gorącym, długim
pocałunkiem, a potem następnym… kilkanaście osób zaczęło się na nich gapić.
Teodor objął Hermionę w pasie podnosząc, chciał ją wynieść z Sali.
***
- Zatańczysz? –
zapytał Draco patrząc na dziewczynę z tym charakterystycznym błyskiem w oku.
- Ja? – Weasley
uniosła brwi, zaskoczona.
- Nie, krzesło na
którym siedzisz. – odparł Malfoy z ironią w głosie.
Ginny usłyszała, że ktoś z tyłu woła Dracona po imieniu, w
ich stronę szła szybkim tempem Lavender Brown.
- Ratuj… - dodał z
uroczą błagalną minką nastolatek, a dziewczyna z westchnieniem i lekkim
uśmieszkiem, dała się pociągnąć na parkiet.
***
- Lav! – zawołała Cho
tańcząc z kilkunastoma innymi osobami w kółeczku.
Brown podeszła powoli wpatrując się w obecnych. Koło Chang
stał Cedrik, co chwilę zerkając na sąsiadkę. Dalej była Padma i Mark, Potem
Julie, Harry, Lily, Nevile, Luna i John, oraz parę innych osób z młodszych klas, których imion, nie pamiętała. Nastolatka szybko dołączyła do tej
paczki, a po chwili wybuchła wraz z innymi śmiechem kiedy Harry i Nevile dla
żartów zaczęli razem tańczyć w środku kółeczka, wywracając się i przepychając.
Po chwili rozdzielili się i Harry złapał Lunę za ręce uśmiechając się szeroko,
a Nevile wziął do tańca zaskoczoną, ale i zadowoloną Julie.
***
Blaise stał przy ścianie wpatrując się w tańczących niczym
tygrys polujący na ofiarę. Każda przechodząca niedaleko dziewczyna spoglądała
na niego z nadzieją, ale on wypatrywał tylko jednej osoby. Nagle w tłumie
zobaczył wysoką dziewczynę w czerwonej sukience, przed kolano, z czarnymi wzorami. Podszedł do nastolatki szybko i objął ją w tali, nie w głowie były mu
jednak tańce, natychmiast zbliżył się do ust dziewczyny i zaskoczył ją pocałunkiem.
Dookoła pary zatrzymywały się, niektórzy potykali się o
własne nogi, przez ten niesamowicie
dziwny dla uczniów Hogwartu widok.
***
Dumbledore siedział przy stole nauczycielskim uśmiechając się
usatysfakcjonowany. Kawałek dalej dwoje najsławniejszych ślizgonów, całowało
się z dziewczętami z domu Gryfa. Widział też kilka par, których nawet on się
nie spodziewał, tańczących ze sobą nieśmiało. Wszystko szło w bardzo dobrym
kierunku. Gdyby ktoś teraz spojrzał na dyrektora, zobaczyłby w jego oczach
łobuzerskie ogniki, a po chwili…
***
Teodor nagle zatrzymał się jak wryty z Hermioną na rękach
rozglądając się zdezorientowany. Przed chwilą stali na parkiecie w światłach
lampy, a nagle pojawili się w jakiejś przestronnej sypialni w odcieniach lilii
i fioletu. Gryfonka również otworzyła oczy, słysząc, a raczej przestając
słyszeć muzykę. Chłopak odłożył nastolatkę na podłogę, nadal trzymając ją w
pobliżu, ale wokół nich nie było nikogo.
Po minucie bezczynnego stania, Hermiona w końcu odezwała się
spokojnie.
- To muszą być te
wizje o których mówił Dumbledore…
- Ale czemu nikogo tu
nie ma? – powiedział Teo a nagle drgnął, tknięty nagłą myślą. – To pewnie ta
bezsensowna przygoda! Po prostu jesteśmy w sypialni i już.
- Ile to będzie
trwało?
- Skąd mam wiedzieć? –
odpowiedział pytaniem na pytanie Nott.
- Cóż… skoro i tak
jesteśmy tu uwięzieni… - powiedziała Hermiona i usiadła na łóżku, a gdy Teodor
przysiadł obok, zaczęła go całować powoli smakując jego usta…
***
Harry i Luna stali w przytulnym pokoiku o błękitnych
ścianach. Niedaleko stała mała dziewczynka, a nad nią pochylała się, piękna
blond włosa kobieta. Rozmawiały po cichu. Luna doskonale wiedziała, co to za
scena, była to jej ostatnia rozmowa z matką, natomiast Harry… on nie wiedział,
widział jednak zarówno w dziewczynce, jak i w stojącej obok kobiecie ogromne
podobieństwo do Luny.
- Czy to ty? Z mamą? –
zapytał uśmiechnięty zerkając po raz pierwszy na dziewczynę. – Ej, co jest? –
zaniepokoił się, a uśmiech zszedł mu z twarzy, Lovegood płakała.
- Córeczko, musisz
spełnić tu jakieś zadanie, sprawić aby świat był lepszy. – Powiedziała nagle
kobieta.
- Jak mamusiu? –
zapytała dziewczynka.
- Jesteś aniołem,
znajdziesz sposób. – Harry zamarł…
- A co jeśli nie? –
zaniepokoiła się dziewczynka
- Będziesz miała dużo
czasu mój aniołku, całą wieczność. – i kobieta cmoknęła opiekuńczo córkę w
czółko, a w oczach miała smutek…
- Luno… - powiedział
Potter wyjątkowo poważnie i odwrócił się do niej nie pewnie. – Ty, jesteś…
aniołem?
Dziewczyna otarła łzy i z westchnieniem skinęła głową.
***
Parvati stała na statku razem z Blaisem nic nie rozumiejąc.
Morze powoli poruszało okrętem, na którym poza tą parą nie było nikogo. Patil
to miejsce coś przypominało, ale nie wiedziała co to było. Podeszła do
barierki i wychyliła się lekko, gdy nagle zobaczyła na statku wielki napis
„Titanic”.
- Jesteśmy na
Titanicu! – pisnęła, trochę przerażona, a trochę podekscytowana.
Zabini podszedł do dziewczyny obejmując ją od tyłu rękami,
aby nie spadła i zapytał zdziwiony.
- Na czym?
- Ahh bo ty przecież nie
oglądasz filmów, jesteś czystej krwi czarodziejem… - westchnęła Parvati. – Titanic to statek
który miał wypadek i wszyscy wpadli z niego do morza, między innymi para
zakochanych… Właściwie to chyba właśnie wyglądamy tak jak oni… - rozmarzyła się
rozkładając ręce szeroko i przymykając oczy.
***
Mała dziewczynka siedziała na fotelu naprzeciw rodziców
słuchając co mówią.
- Pansy! To była
mugolka. Po co jej pomagałaś!? – krzyknął jakiś mężczyzna ze złością, a kobieta
obok niego, położyła mu uspokajająco rękę na kolanie. – Nie możesz sobie
pozwolić na takie słabości, mugole są pasożytami, którzy oczekują pomocy od
innych, bo sami nic nie potrafią!
Dorosła Parkinson stała niedaleko trzymając za rękę Freda.
Nie okazywała emocji, miała na twarzy wystudiowaną obojętność, którą od
dziesiątego roku życia, przybierała na twarz zawsze gdy była w pobliżu
rodziców.
- Pansy… - tym razem
jej imię wypowiedział Weasley i brzmiało ono w jego ustach zdecydowanie
przyjemniej. – Czy to twoi rodzice? To wydarzyło się naprawdę? – dziewczyna
tylko skinęła głową nadal beznamiętnie wpatrując się w tą sytuację.
Dziewczynka siedząca w fotelu, miała ledwie siedem lat i
bardzo przerażoną minkę, a nastoletnia Pansy zatęskniła za nią. Za sobą, za tą
twarzą, która nie była jeszcze odbiciem wyrazów twarzy rodziców. Kiedyś
potrafiła częściej okazywać emocje… teraz umiała tego dokonać tylko przy
nielicznych osobach, bardzo często przybierała na twarz maskę, do której była
przyzwyczajona, ale której szczerze nienawidziła.
- Pansy, twój ojciec
ma rację, w ten sposób przynosisz hańbę swojej rodzinie. Co by powiedzieli
Malfoy’owie gdyby dowiedzieli się, że nasza córka lituje się nad tymi nędznymi
istotami? – powiedziała Pani Parkinson z wyrzutem to dziewczynki.
Fred chciał przerwać tą sytuację, chciał uratować jakoś małą
Pansy, ale nie wiedział co zrobić, wpatrując się w jej wystraszoną minkę,
zobaczył coś jeszcze. W jej twarzy był upór i zdecydowanie. Zapewne właśnie
przez ten upór teraz jest takim dobrym człowiekiem. Chłopak spojrzał na
nastolatkę z podziwem. Była naprawdę odważna. Zastanawiał się czy gdyby jemu
wpajano takie zasady, od najmłodszych lat, złamał by się? Potrafiłby tak długo przeciwstawiać
się rodzicom?
***
George właśnie dotknął ramienia Julie chcąc odbić ją
Nevile’owi w tańcu, kiedy nagle zrobiło się cicho… On, Longbottom i Davis
pojawili się na czyimś podwórku. Było tu bardzo ładnie. Naprzeciwko nich na
kocyku bawiła się lalkami mała, może dziesięcioletnia dziewczynka. Wszyscy od
razu ją rozpoznali.
- Julie, to ty? To
wydarzenie z przeszłości? – Weasley wyszczerzył się do dziewczyny, ale
nastolatka kiwając głową miała przerażoną minę.
- Co jest? – zapytał
zaalarmowany Nevile.
Dziewczyna tylko pokręciła głową przygryzając wargę.
- Julie! Kończ zabawę
i chodź szybciutko na obiad. Mama i Draco zaraz przyjadą, już wracają z peronu.
– z domu dobiegł jakiś męski głos.
Dziewczynka szybko zerwała się i pobiegła do domku uradowana.
- Draco? Draco Malfoy?
Ale przecież… - George wpatrywał się w dziewczynę oniemiały.
Nastolatka westchnęła i ruszyła do domu, ciągnąc za sobą
pozostałych, wiedziała, że teraz już nie ma wyboru, musi im powiedzieć prawdę.
- Tak. To mój brat. –
powiedziała cicho i wpatrywała się w scenę przed sobą.
Ktoś zadzwonił do drzwi i mała Julie poleciała natychmiast
otworzyć, a po chwili, rzuciła się w ramiona Dracona ściskając go mocno, następnie tak samo zrobiła z Narcyzą Malfoy. Mężczyzna który wcześniej wołał
dziewczynkę do domu, przytulił teraz Draco, który uśmiechał się do niego zupełnie
szczerze, a potem pocałował Panią Malfoy…
- Co to ma być!? –
krzyknął George wpatrując się z niedowierzaniem w scenę przed nim. – Jesteś
córką Malfoy’ów? – zapytał trochę spokojniej, nieco się odsuwając od dziewczyny.
- To nie tak jak
myślisz… - szepnęła Julie.
Miała łzy w oczach.
- Moją mamą jest
Narcyza Malfoy, ale tatą nie jest Lucjusz. – to ostatnie niemal wypluła,
słychać było, że nienawidzi tego mężczyzny.
- Ale… jakim cudem? –
zapytał Longbottom nic nie rozumiejąc.
- Moja mama zdradziła
Lucjusza z moim tatą… Ona chce z nim być, ale boi się reakcji swojego męża.
Dlatego przez tyle czasu nie chodziłam do Hogwartu. Proszę, nie mówcie nikomu!
– dodała błagalnie nastolatka.
George mimo poprzedniej gwałtownej reakcji, podszedł teraz do
dziewczyny i najzwyczajniej przytulił do siebie.
- Będziemy milczeć jak
grób. – przysiągł. – Prawda Neville?
- Jasne! – powiedział
chłopak mrugając wesoło do Julie, on nie przejął się specjalnie sytuacją.
***
Ron jeszcze przed chwilą porywał Padmę do tańca, gdy nagle wszystko
znikło. Znajdowali się w jakimś długim, oświetlonym strasznym, niebieskim
światłem korytarzu. Wokół panowała nie przenikniona cisza.
- Gdzie my jesteśmy? –
wyszeptała Padma, nieświadomie przytulając się do Rona, w pomieszczeniu było
zimno, a ona miała na sobie ledwie cienką sukienkę.
- Nie wiem… -
odpowiedział niepewnie chłopak, obejmując zmarzniętą dziewczynę.
Po chwili odsunął ją od siebie delikatnie, zdjął marynarkę i
podał jej, a Padma włożyła ją z wdzięcznością.
- Boję się. – jęknęła
nastolatka.
- Nie możemy tak tu
stać wiecznie… może pójdziemy w którąś stronę? – zapytał niepewnie Ron,
obejmując jednocześnie Krukonkę ramieniem.
W końcu zdecydowali się i skierowali w jedną stronę. Szli i
szli, a końca nigdzie nie było. Przyjaciele mieli wrażenie, jakby przeszli już
wiele kilometrów. Nic się nie zmieniło, wszystko było wciąż takie samo. To samo
niebieskawe światło. Te same nieprzyjemne, wilgotne ściany z których zdawała
się promieniować ta dziwna poświata w kolorze nieba.
***
Draco i Ginny stali na szczycie wierzy astronomicznej.
Rozglądali się dookoła, byli w kompletnym szoku, chociaż Malfoy starał się tego
nie okazywać. Przez chwilę nic się nie działo, a potem ni z tego ni z owego
pojawili się Dumbledore i Potter.
- Co to ma być?
Myślałem, że będziemy widzieć nasze wspomnienia…
- Nie wiem, myślę, że
to jakaś alternatywna rzeczywistość…
Harry zniknął gdzieś, a za dwójką nastolatków ktoś otworzył
drzwi.
- Expelliarmus! –
krzyknął… Draco?!
- Co do...? – zaczął
Malfoy stojący obok Ginny.
Nastolatka tylko stała wpatrując się osłupiała jak różdżka
dyrektora wyskakuje z jego ręki i odlatuje w bok. Cała trójka wpatrywała się w
Dracona stojącego naprzeciwko z różdżką wycelowaną w Dumbledore’a.
- Dobry wieczór,
Draco. – Prawdziwy Malfoy podskoczył przerażony, a ten w wizji wyszedł powoli z
cienia, aby sprawdzić czy są sami.
Oczywiście, nie zobaczył samego siebie, stojącego nieopodal z
Weasley’ówną, ale zobaczył drugą miotłę i zapytał ostro.
- Kto tu jeszcze jest?
- To pytanie, które
mógłbym zadać tobie. – odparł spokojnie nauczyciel. – Działasz sam?
- Nie, mam wsparcie. W
twojej szkole są teraz śmierciożercy.
Prawdziwy Draco trząsł się cały i trudno było powiedzieć, czy
to ze strachu, złości, czy może jeszcze jakiejś innej emocji, której Ginny nie
potrafiła z niego wyczytać.
- No, no, no. –
powiedział Dumbledore, niemal z podziwem. – Wspaniale, a więc znalazłeś sposób
by ich tam wpuścić, tak?
- Tak. Tuż pod twoim
nosem, a ty o niczym nie wiedziałeś.
Weasley odwróciła wzrok od sceny rozgrywającej się przed nią
i ponownie spojrzała na Malfoy’a, który był najwyraźniej przerażony. Nie myśląc
wiele chwyciła jego dłoń i nadal obserwowała scenę. Chłopak zerknął na Weasley,
ale nic nie powiedział.
- Genialne. Genialne,
ale… wybacz mi, gdzie są teraz? Bo tutaj, nikt cię nie wspiera.
- Napotkali twoje
straże, walczą teraz tam, w dole. To nie potrwa długo. Przyszedłem tu pierwszy.
Mam… mam tu coś do załatwienia.
- Zabić Dumbledore’a…
- wyszeptał prawdziwy Draco i kucnął zakrywając twarz rękami.
Ginny spojrzała na niego przerażona i pochyliła się do
chłopaka.
- Aaleale… przecież to
nie działo się naprawdę… - mimo, że to miało być zdanie twierdzące zabrzmiało
bardziej jak pytanie.
- Nie… ale mój ojciec…
on chce go zabić… chciał, żebym ja to zrobił… - I pierwszy raz w życiu chłopaka
z jego oczu pociekły łzy i widział je ktoś poza nim samym…
- Draco… - wyszeptała
Ginny, sama miała łzy w oczach. – To nie dzieje się naprawdę, to się nie
stanie, to tylko jakaś inna rzeczywistość, nie prawdziwa. Taka w której nie
jesteś sobą… - szeptała nastolatka gorączkowo.
- Draco… - tym razem
odezwał się Dumbledore, para znowu spojrzała na to co działo się przed nimi. –
Draco, nie jesteś mordercą.
- Słyszysz? – zapytała
Ginny patrząc intensywnie w chłopaka, jednocześnie zagłuszając odpowiedź
drugiego Malfoy’a – Nie jesteś mordercą! Jesteś po naszej stronie! Przecież
razem uczymy się walczyć, właśnie po to, żeby pokonać twojego ojca! Żeby pomóc
Dumbledore’owi. Draco, jesteś dobrym człowiekiem… - szeptała dziewczyna wciąż
wpatrując się w srebrne oczy nastolatka, a potem bezceremonialnie przytuliła
się do niego.
Nagle gdzieś z głębi zamku dobiegł ich stłumiony krzyk.
- Ktoś całkiem
dzielnie sobie poczyna. – rzekł Dumbledore beztroskim tonem. – Ale mówiłeś…
tak, że udało ci się wpuścić śmierciożerców do mojej szkoły. Przyznaję,
wydawało mi się to niemożliwe. Jak tego dokonałeś? – odpowiedziała mu cisza,
więc zapytał. – Może powinieneś wziąć się do roboty? Co będzie, jak moje straże
pokrzyżują plany twojego wsparcia? Jak pewnie już wiesz, w zamku są też
członkowie Zakonu Feniksa.
- Co to Zakon Feniksa?
– zapytała szeptem Ginny, ale Draco tylko potrząsnął głową. Nie wiedział.
- A zresztą, ty
przecież nie potrzebujesz pomocy. – kontynuował Dumbledore. – Nie mam w tej
chwili różdżki. Nie mogę się bronić. Rozumiem. Boisz się coś zrobić, póki ich
nie ma.
- Nie boję się! –
warknął Malfoy nadal stojąc nieruchomo.
Natomiast prawdziwy Draco powiedział cicho:
- Myślałem, że umiem
lepiej kłamać… - Weasley uśmiechnęła się lekko. – Ginny, zajmij mnie rozmową, nie
chcę już tego słuchać… - wyszeptał chłopak patrząc błagalnie na dziewczynę.
- Ale co ja mam ci powiedzieć? – zapytała, starając się nie słyszeć rozmowy dwóch mężczyzn.
- Może… To znaczy…
Może mi powiesz o… - nie dokończył, ale wskazał na nadgarstek dziewczyny.
- Jaa… - Weasley
zająknęła się. – Nikomu o tym nigdy nie mówiłam, a teraz mam powiedzieć tobie?
– zapytała cicho.
- No tak. Przepraszam…
- westchnął Malfoy, przypomniał sobie, że mimo, iż zmienił się, wspomnienia bo
tym okrutnym Ślizgonie pozostały we wszystkich, jakby był naznaczony tym
piętnem.
- Wygląda na to, że
jestem stuknięta, bo chcę ci powiedzieć. – dodała Ginny, zerkając na Draco, ale
szybko odwracając wzrok. – Jak byłam mała… - zaczęła biorąc przed tym, głęboki
oddech. – To znaczy, mniejsza. Chodziłam do trzeciej klasy. Wtedy jeszcze
beznadziejnie podobał mi się Harry… No i ja… - nagle przerwała, zdając sobie
sprawę co chciała powiedzieć dalej. – Nie. Nie mogę Ci tego powiedzieć,
przepraszam.
- Co? Ale przecież…
- Nie rozumiesz, ty
nie chcesz tego wiedzieć. – powiedziała z naciskiem patrząc na niego uparcie.
- Chcę! Ginny ja teraz
już muszę wiedzieć! Nikomu nie powiem!
- A zapomnisz o tym?
- Co?
- Obiecaj, że nie
będziesz o tym myśleć.
- Tak się chyba nie
da… - odparł, ale gdy nastolatka nadal uparcie na niego patrzyła w końcu skinął
głową. – postaram się nie myśleć.
- Pewnego dnia szłam
korytarzem razem z Harrym, byłam tym zachwycona... no wiesz. No i wtedy
pojawiłeś się… ty. – Draco otworzył lekko buzię zaskoczony. – Powiedziałeś coś
o tym, że… że Harry jest beznadziejny, ale przynajmniej cokolwiek sobą reprezentuje i że ja powinnam
szukać chłopaków na swoim poziomie… i… i… - Ginny zająknęła się, nie chciała
tego mówić.
- Już pamiętam… Pomiń
moje słowa. - powiedział ponuro Malfoy, modląc się w duchu, żeby ta historia
nie miała takiego końca jak myślał. – Mów dalej.
- No… i ja wtedy
uciekłam, pobiegłam do łazienki... Iii zobaczyłam kawałek ułamanego lustra w
umywalce… no i chyba domyślasz się co zrobiłam… Ale tylko jedna kreska. Potem
zdarzyło mi się to jeszcze parę razy, może paręnaście, sama już nie pamiętam,
aż w końcu postanowiłam, że dłużej tak nie mogę. Bo ja nawet przecież nic nie
czułam już do Harry’ego. Już nie chodziło o to co powiedziałeś. Po prostu to mi
sprawiało beznadziejną przyjemność… a potem tak bardzo żałowałam. W wakacje
postanowiłam z tym skończyć. No i jakimś cudem udało mi się, aż do tego wypadku
ostatnio… Jestem słaba psychicznie, za słaba na taki świat… - dokończyła
szeptem Weasley, a Draco miał ochotę sobie coś zrobić.
To wszystko było przez niego! To on ją popchnął do tego!
- Ginny… - wyszeptał,
z jego oczu popłynęły dwie samotne krople, ale na więcej sobie nie pozwolił. –
Obiecuję! Przysięgam! Nigdy więcej nie pozwolę, żeby stała ci się krzywda! Ani
przeze mnie, ani przez kogokolwiek innego! Rozumiesz? Już nic ci się nie
stanie, będę cię bronić. Zawsze! – powiedział tak pewnym siebie głosem, ze
Weasley niemal się wystraszyła.
Spojrzała na chłopaka zaskoczona, a on wziął jej dłoń w swoje
i pocałował zraniony nadgarstek, a potem nachylił się nad nią, zbliżając swoje
usta do jej i… nagle gdzieś na schodach rozległ się głośny tupot stóp, a po
chwili przez drzwi wpadły cztery postacie w czarnych szatach.
***
Wszystko się skończyło, tak nagle jak się zaczęło. Każdy znowu znajdował się na
balu i wszystko było tak jak wcześniej, a jednak, w ciągu tego czasu wiele
tajemnic zostało wyjawionych, wiele miłości odkrytych, wiele toporów wojennych
zakopanych, te wydarzenia, które były tak naprawdę tylko w ich głowach,
zmieniły wszystko, a Albus Dumbledore wiedział, że zmieniły na lepsze.