Jestem, Kochani! Rozdział tym razem zdecydowanie dłuższy niż ostatnio, z czego bardzo się cieszę.
Na życzenie kochanej Charm pojawiła się Mirabella - "Bellatriks Junior"!
A rozdział dedykuję nowej, fantastycznej czytelniczce Fanny Devin! <3
Mam do przekazania smutną wiadomość, nie tylko dla was, ale i dla mnie, pozostały jeszcze 1/2 rozdziały i epilog... Nie planuję raczej przeciągać tego, nie ma co dorabiać akcji na siłę, ale być może będę pisać jeszcze jakieś dodatki typu: "20 lat później". Nic jednak nie obiecuję, ponieważ niedługo planuję ruszyć z nowym Potterowskim fanfiction!
Na razie nie zdradzam o czym będzie historia, mimo, że wstępny plan już jest. Możecie liczyć na trochę zaskoczeń i łamanie kanonu, jak to u mnie zwykle bywa. :D Jeżeli ktoś z was chce abym poinformowała go na blogu bądź przez mail o powstaniu mojej nowej historii, piszcie w komentarzach. :)
Tutaj również pojawi się stosowna informacja na ten temat.
A teraz nie przedłużając, zapraszam do czytania!
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hermiona i Teodor siedzieli w
pokoju najmłodszej Weasley’ówny. Panna Granger półleżała opierając głowę o tors
ukochanego. Oboje milczeli i było im z tym dobrze.
Nagle usłyszeli z parteru
głośną muzykę. To było chyba coś z repertuaru Fatalnych Jędz. Po chwili do ich
uszu doszły jakieś krzyki i muzyka zmieniła się na walca, a w następnej chwili na
mugolskie reggae. Widocznie nie mogli się dogadać, jeśli chodzi o utwory na
sylwestra. W końcu po jeszcze kilku zmianach, włączono piosenkę: „Rzuciłaś na
mnie urok” której wykonawcą był bardzo znany w świecie czarodziei raper – Gnom.
- Uwielbiam ten kawałek. – mruknęła Hermiona
przymykając oczka, a na jej twarzy wykwitł delikatny uśmiech.
- „Rzuciłaś na mnie urok, na zawsze cię
zapamiętam,
Nigdy cię nie zostawię, ta miłość jest zaklęta” – Nott po cichu za rapował
fragment utworu, patrząc przy tym prosto w oczy ukochanej.
***
W domu Potterów muzyka głośno
dudniała. Zakłócałaby za pewne ciszę nocną, gdyby nie rzucone na wszelki
wypadek, zaklęcie wyciszające. Na parkiet, wychodziło coraz więcej par, część
już nieco podpitych.
- Zagrajmy w butelkę! – zawołała Lavender
podchodząc do Harry’ego, Draco i Neville’a.
- To nie taki zły pomysł! – zawołał
entuzjastycznie Malfoy uśmiechając się szeroko z diabolicznym błyskiem w oku.
- Czemu nie… - mruknął Longbottom który od
wyjścia Julie był trochę markotny.
- Dobra, ludzie! – zawołał głośno trzeci z
chłopców. – Kto gra w butelkę, zapraszam za mną! – I ruszył do swojego pokoju,
który znajdował się na piętrze. Część osób znajdujących się w pomieszczeniu
chętnie poszła za nim.
Gdy wszyscy wygodnie rozsiedli się
w kółeczku, a było ich około dwudziestu (na szczęście Potter miał duży pokój),
zaczęto dyskutować o zasadach i w końcu zdecydowali, że jedyną zasadą jest „co
działo się w Vegas, zostaje w Vegas”, jeżeli ktoś nie wykona zadania, lub nie
odpowie na pytanie, po prostu wypada z gry.
- Mogę zaczynać? – zapytał Harry
entuzjastycznie.
- Najpierw jeszcze jedno zaklęcie. –
powiedział Malfoy z chytrym uśmieszkiem i machnął różdżką. – Gotowe, teraz nikt
nie będzie mógł złamać zasad.
- Nie pytam. – mruknął Potter, patrząc sceptycznie
na kolegę. – No to zaczynam! Hmm… Malfoy! Prawda czy…
- Dobra, dobra, wiem, wyzwanie, lecimy z
grubej rury!
- Będę łaskawy, zrób sobie sesję zdjęciową w
samych bokserkach z napisem „DEBIL” na czole i wywołane zdjęcia rozdaj
osobiście każdemu z gości na pamiątkę.
- Jesteś chory. – stwierdził krótko Draco. –
Gdzie masz jakieś pisaki?
Piętnaście minut później, Malfoy,
pod czujnym okiem niemal tarzającego się ze śmiechu Harry’ego, rozdawał swoje
podobizny uczestnikom imprezy z miną mówiącą krótko i wyraźnie „bez kija nie
podchodź”.
- Dobra, koniec cyrku! – warknął Draco i
siadając z powrotem w pokoju Harry’ego spojrzał z mściwym uśmieszkiem na
Pottera, a potem na Lunę. – Lovegood. Jak będzie?
- Prawda… - mruknęła dziewczyna marszcząc
podejrzliwie brwi.
- Kochasz tego idiotę? – zapytał patrząc z
rozbawieniem na piorunującego go wzrokiem Harry’ego.
- Ja… nie... – Nagle usłyszeli jakiś pisk i
dziewczyną niewidzialna siła, niezbyt delikatnie uderzyła o ścianę.
- Co to było? – zapytał Neville z zaskoczeniem.
- Lovegood skłamała, więc zaklęcie Dracusia
wyrzuciło ją z gry. – odpowiedział ze śmiechem Zabini.
- Trzeba było nas ostrzec!
- Przecież nic jej nie jest. – mruknął Malfoy
przewracając oczami.
Rzeczywiście Luna z zaczerwienionymi policzkami podniosła
się z ziemi rozglądając po pokoju.
- To ja idę.
– mruknęła i szybko wymknęła się z pomieszczenia.
- To co teraz? – zapytał Harry, znał trochę
inną wersję tej gry.
- Teraz ja eliminuję kolejne osoby, aż ktoś
zdoła odpowiedzieć, albo wykonać zadanie. – zaśmiał się Draco i rozejrzał po
wszystkich. – A więc… Chang.
- Emm… - dziewczyna zawahała się chwilę. –
Wyzwanie.
- No! Moja krew! – zawołał zadowolony Malfoy.
– Całuj kogoś przez co najmniej minutę.
- Nie ma problemu. – nastolatka uśmiechnęła się
złośliwie i przytknęła czerwone usta do warg Cedrica, na co większość osób
patrzyło się ze zszokowanymi minami. Para nie zdążyła się jeszcze podzielić
dobrą nowiną.
Po ponad minucie, Cho oderwała się
od swojego chłopaka i uśmiechając przymilnie powiedziała:
- No to teraz… Blaise.
- Obojętne. Wybierz sobie. – mruknął chłopak
wyraźnie pokazując, że nie boi się żadnego wyzwania.
- W porządku. Pocałuj jakiegoś chłopaka w
usta. – odparła nastolatka ze spokojem, a następnie wybuchła śmiechem widząc przerażenie
na twarzy Zabiniego.
- Rezygnuję… - mruknął cicho Blaise i został
wykatapultowany poza koło.
- No wiesz co! A myślałem, ze spotkamy się w
finale! – zawołał rozbawiony Draco, na co jedyną odpowiedzią był środkowy palec
czarnoskórego.
***
DING DONG
Fred i George zerknęli z
zaskoczeniem na drzwi. W pokoju wyglądali na najbardziej trzeźwych, chociaż
bardzo prawdopodobne, że były to tylko pozory. Ginny już dawno spała, po dość
dużej liczbie procentów, jaką sobie zafundowała. Mark kontemplował właśnie nad
pustą szklanką po Ognistej, najwyraźniej próbując sobie przypomnieć, jak się
nalewa do niej płyn. Pansy wzięła przykład z młodej Weasley i drzemała na
ramieniu Freda, a Julie opowiadała z zaangażowaniem George’owi o tym jak w
dzieciństwie jadła piasek. Dafne i Ron wytrwale kosztowali dziwaczne mugolskie
trunki, zaśmiewając się co chwila, natomiast Hermiona i Teodor do tej pory byli
zajęci sobą na górze, jednak słysząc dzwonek, leniwie ruszyli na parter w
kierunku drzwi.
Gdy w końcu panna Granger otwarła
wytrzeszczyła z zaskoczeniem oczy.
- Percy? Co ty tu robisz?! – krzyknęła głośno
licząc na szybką reakcję Weasley’ów.
Oczywiście, chodziło o ukrycie
butelek, kieliszków i pijanych ludzi. Plan by się może i powiódł gdyby Julie,
zainteresowana tym krzykiem nie przybiegła do drzwi niczym mała dziewczynka i
nie zaczęła opowiadać o swojej młodzieńczej fascynacji piaskiem, zszokowanemu
Percy’emu.
- Ja… Ee… Co? – zdołał wykrztusić z siebie
młody mężczyzna. – Rodzice kazali mi przyjść… Kto to jest? – wskazał na blondwłosą nastolatkę.
- To jest Julie. – powiedziała Hermiona
przygryzając wargi.
- Eeee… Hermiono, co tu się dzieje?
Spodziewałem się imprezy, ale nie tego… - zatoczył palcem kółko w kierunku
panny Davis, która wyglądała jakby dogłębnie ją zranił i po chwili ni stąd ni
zowąd zaczęła głośno szlochać.
- Teo, weź Julie na górę, może przyda jej się
mała drzemka… - mruknęła panna Granger, próbując zapanować nad sytuacją.
- W porządku. – odparł krótko nastolatek
ciągnąc dziewczynę za sobą.
- To… Napijesz się Herbaty?
- Może najpierw wyjaśnienia…?
- Wyjaśnia się najlepiej przy herbacie! –
zawołała ze sztucznym entuzjazmem dziewczyna. Ruszając do kuchni modliła się,
aby chłopak poszedł za nią, a nie do salonu. Modły zostały wysłuchane.
***
Po godzinie grania, w kółku
zostało ledwie kilka osób, a konkretniej: Draco, Cho, John, Lena, Harry,
Neville i Lily. Z coraz większą łatwością wykonywali zadania, ponieważ poza Cho
i Nevillem, wszyscy byli mocno podpici.
- No to teraz… - John rozejrzał się w
poszukiwaniu słabego ogniwa do wyeliminowania. – Lily.
- Wyz… wanie. – powiedziała nastolatka której
było już coraz trudniej mówić. Język odmawiał jej
posłuszeństwa.
- Pocałuj KAŻDEGO w tym pokoju w usta.
- Chang, też? Sorryyy…. Wol…ę chłopców,
wypad…am. – i po chwili w pokoju zostało tylko sześć osób.
- Miło. – John zaśmiał się i spojrzał na
przyjaciółkę dziewczyny. – Lena?
- Prawda.
- Boimy się wyzwań? W takim razie… nosisz
stringi?
- Jasne, że tak. – Panna Hunter odpowiedziała
bez wahania i spojrzała w stronę Dracona. – Malfoy, jak będzie?
- Lubię wyzwania.
- Tak? A mi się bardzo podobało zadanie Cho…
pocałuj jakiegoś chłopaka. – chłopak spojrzał krytycznie na towarzyszy, aż w
końcu westchnął ze zrezygnowaniem.
- Nie dam rady. Jestem samcem alfa. – i z
uśmiechem wyższości wyszedł z pokoju.
- Chciałbejś. – zawołał Harry mieszając litery
przez nadmiar alkoholu we krwi.
- W takim razie eliminujemy dalej. Potter.
- Wyzwajnie.
- To samo.
- Jestejm odwajźniejsi i… inteligentniejsi. –
powiedział Harry ze śmiechem i łapiąc Neville’a za rękę dotknął krótko ustami
knykci i z cwanym uśmiechem dodał. – Njie powiesiałaś wśo pocaować.
- Jak tak będziesz całować dziewczyny, to
daleko nie zajdziesz, Potter.
- Jakoś na jazie źadna nie naźekaa. Więś,
Huntej, zobaczyjimy jak tojbie pójsie.
- Ja się nie boję wyzwań.
- W tajkim rasie daś mi sieę pocałowaś i
powieś ćy dobźe całuję.
- Po pierwsze: czemu jak jesteś pijany to
mówisz jak przedszkolak? Po drugie: czy muszę aż tak cierpieć?! – krzyknęła
dramatycznie, ale skinęła głową, mając nadzieję, że naprawdę będzie tak źle jak
myślała. Przeliczyła się jednak.
Po pocałunku chłopak zapytał.
- No i jjak się podobao?
- Ymm… Nie wierzę w to co mówię, ale nie było
tak źle…
- Cili dobźe ciałuję? – naciskał nastolatek.
- No...
- Moje e ego zostao mile połechtanie. –
zaśmiał się Potter i usiadł z powrotem na miejscu.
- No to… Cho.
- Wyzwanie. – nastolatka uśmiechnęła się
szeroko, ale spoważniała widząc złośliwy wyraz twarzy koleżanki.
- Idź na dół i zupełnie poważnie powiedz
Cedricowi, że z nim zrywasz dla Pottera.
- Mowy nie ma! – krzyknęła bezmyślnie
dziewczyna i natychmiast została wyrzucona z kółka.
- Bosko! No to Neville.
- Prawda.
- W kim jesteś zakochany? Hmm? – uśmiechnęła
się słodko, a chłopak zagryzł wargi ze złościom.
- Dobra, starczy mi tej gry, idę.
- Tchórz. – skomentowała dziewczyna i
zmierzyła wzrokiem pozostałych konkurentów – John.
- Prawda.
- W kim jesteś zakochany?
- W nikim, Hunter. – Lena skrzywiła się z niezadowoleniem. - Potter.
- Prawda.
- Chciałbyś pocałować Lenę jeszcze raz?
- Zdecidowanje nje.
- Całe szczęście. – Skomentowała Lena krzywiąc
się.
- Huntej.
- Ja ci dam „huntej”… - warknęła nastolatka z
groźną miną - Prawda.
- Byłaś kiediś w kimś zakochana? W kijm?
- Ee… Dobra koniec tych głupot. – nastolatka
wstała i wyszła z uniesioną wysoko głową.
- No prosię jak łatwo poszo. – Potter zaśmiał
się wesoło – Śle sie szuje. Ide śpaś. –
oznajmił i zwinąwszy się w kulkę na dywanie, natychmiast usnął.
***
Tymczasem w domu Weasley’ów.
Teodor od paru minut opowiadał
Julie bajkę, ponieważ dziewczyna upierała się, że inaczej nie uśnie i wróci do
„tego niemiłego pana”, żeby na niego nakrzyczeć.
Fred i George przenieśli Pansy i
Ginny do swoich łóżek, a teraz próbowali przekonać Rona i Dafne, że najwyższy
czas, aby poszli do sypialni i tam dalej kosztowali trunków, jeśli zechcą.
Podkreślili, że im więcej butelek wezmą ze sobą, tym lepiej. Ron pierwszy uległ
i ruszył do swojego pokoju, a Dafne jakimś sposobem, trafiła z tuzinem butelek,
do sypialni Percy’ego.
Mark dalej zastanawiał się w jaki
sposób wlewa się Whisky do szklanki.
Natomiast Hermiona próbowała
przekonać Percy’ego, że Julie to najlepsza przyjaciółka Ginny, która przyszła
tutaj, szukając jej. Jest pijana, ponieważ załamała się kiedy rzucił ją
chłopak.
- Miona. Gdybym cię nie znał tak dobrze, może
i bym ci uwierzył, bo zwykle kłamiesz świetnie. – stwierdził Percy uśmiechając
się.
- Co? To czemu się na mnie nie wściekasz? –
nastolatka zmarszczyła brwi zaskoczona. – Na nas wszystkich.
- Może wyrosłem już ze skarżenia na was za
każde przewinienie? – powiedział młody mężczyzna uśmiechając się szerzej na
widok zszokowanej miny dziewczyny.
- Ale… dlaczego? – zapytała Hermiona, a brwi
uniosły jej się wysoko do góry kiedy Percy, siedzący naprzeciwko niej przy
stoliku, złapał jej dłoń i uśmiechnął się nieśmiało.
- Widać musiało minąć sporo czasu, żebym się
zorientował, że mi na tobie zależy… - odpowiedział spokojnie.
- Jaja sobie robisz?! – krzyknęła dziewczyna
wstając gwałtownie. – Percy, jesteś pijany?
- Nie… Chyba nie. – odparł patrząc na swoją
osamotnioną rękę. – Dlaczego miałbym żartować? – zapytał z urażoną miną.
- Bo ja mam chłopaka!
- Cooo?! – tym razem mężczyzna również
podniósł się ze stołka z szokiem wymalowanym na twarzy, po chwili jednak jego
rysy zmieniły się diametralnie. – Cholera, przepraszam, chyba faktycznie za
dużo wypiłem… - mruknął łapiąc się za głowę. – Pójdę do siebie. – dodał, a
Hermiona odetchnęła z ulgą.
Gdy nastolatka weszła do salonu,
zastała Marka patrzącego błagalnie na szklankę. Wzruszyła tylko ramionami i
poszła na górę. Na szczęście jako pierwszego znalazła Teodora opowiadającego
coś o smoku. Już obawiała się, że jest pijany, ale po chwili zorientowała się o
co chodzi. Chłopak, zauważywszy ukochaną uśmiechnął się szeroko i wstał po
cichu wychodząc na korytarz.
- I jak? Udało ci się jakoś załagodzić
sytuację?
- Eee… można tak powiedzieć. Później ci
wyjaśnię. Idziemy spać? – zapytała nastolatka ziewając ze zmęczenia.
- Chętnie, chodź, może nikt nie zajął nam
pokoju Ginny.
***
Na imprezie Potterów prawie
wszyscy już spali. Niestety, niewielu szczęściarzy zdążyło wziąć sobie śpiwory
wyczarowane uprzednio przez rodziców Harry’ego. Większość została wciągnięta w
objęcia Morfeusza tak nagle, że nie zdążyła choćby mrugnąć. W efekcie po całym
salonie byli rozrzuceni goście, śpiący w najróżniejszych pozycjach pomiędzy
pustymi butelkami, konfetti, balonami, szklankami, paczkami po ciastkach oraz
fasolkach wszystkich smaków i jakimiś innymi niezidentyfikowanymi przedmiotami.
Było cicho. Bardzo cicho. Można by stwierdzić, że zdecydowanie za cicho.
Nagle
Draco obudził się z łomoczącym szybko sercem. Coś było nie tak. Zaraz… muzyka
ucichła. Dlaczego, do diabła, ktoś wyłączył muzykę?! Usłyszał czyjeś kroki w
korytarzu i zamarł. Powoli wstał i z wyciągniętą przed siebie różdżką ruszył do
wejścia. Gdy był już niedaleko usłyszał głos…
- Myślałem, że tu tez ma być impreza.
- Ja też, może już się skończyła.
Poznał te głosy i odetchnął z ulgą.
To byli bliźniacy Weasley.
- Cześć. – powiedział Malfoy opierając się
nonszalancko o framugę naprzeciwko niespodziewanych gości. – Była impreza, ale
niestety wszyscy już praktycznie śpią.
- Spoko, u nas w sumie też. – odparł któryś z
bliźniaków.
- A właściwie czemu nie macie założonych
zaklęć ochronnych na dom? – zapytał drugi unosząc brwi.
Draco zamarł.
- Cholera. – zaklął i rozejrzał się szybko po
domu. – Nie pamiętam zaklęcia, tylko Potter będzie wiedział jak je nałożyć na
dom i… - chłopak ucichł słysząc jakiś hałas przed domem.
- To na pewno tu? – nastolatek zamarł,
wpatrując się z przerażeniem w drzwi… to był głos jego ojca. Lucjusza Malfoy’a.
- Tak, panie. Jeśli zechcesz, wejdę pierwsza.
– oznajmił jakiś cichy, damski głos. Brzmiał jeszcze nieco dziecinnie, ale
jednocześnie tak lodowato, że trzech nastolatków zmroziło.
- Tak. Idź.
Chłopcy usłyszeli szczęk
otwieranych drzwi.
- To dziwne, żadnych zabezpieczeń? Kretyni. –
mruknęła mroczna kobieta wchodząc do domu.
Fred, George i Draco stali ukryci
za rogiem i pewni, że zaraz zostaną odkryci.
- Idźcie stąd. – syknął Malfoy.
- Niby gdzie? – warknął Fred cicho, unosząc do
góry jedną brew.
- Powiadomcie Potterów. – bliźniacy wymienili
spojrzenia.
- Dobra, a ty spróbuj przeżyć. – mruknął George
i oboje zniknęli z cichym trzaskiem.
***
Syriusz, Eryk i James stali ramię
w ramię w pokoju gościnnym i głośno śpiewali przeboje Fatalnych Jędz, podczas
gdy ich żony dyskutowały o czymś popijając wino. Nagle wszyscy zerwali się na
równe nogi słysząc natarczywy dzwonek do drzwi i głośne pukanie.
- Kto to może być? Przecież niewielu zna
adres… - powiedziała cicho Annie patrząc z przerażeniem na męża.
- Nie mam pojęcia… - odparł Black i ruszył do
drzwi z uniesioną różdżką. – Kto tam?!
- To my! – krzyknęli chórem bliźniacy. – Fred
i George! To bardzo ważne, wpuść nas!
Syriusz niepewnie uchylił drzwi i
przyjrzał się uważnie Weasley’om.
- Co się stało? – zapytał James podchodząc do
nich.
- Lucjusz Malfoy przyszedł na sylwestra…
***
- Panie. Uciszyć tych dwojga? – niska,
niepozorna nastolatka, o czekoladowych oczach, długich, brązowych włosach i
mocno malinowych ustach, wpatrywała się z lekkim uśmiechem na Cho Chang i
Cedrica Diggory’ego, którzy stali nieopodal z przerażonymi minami. Chłopak
zasłaniał swoją ukochaną która cicho szlochała.
- Na razie nie trzeba, Mirabello. Rzuciłem na
cały dom zaklęcie, dzięki któremu nikt się stąd nie wymknie. Mamy sporo czasu
na zabawę. – powiedział Lucjusz cichym, groźnym szeptem. – Ale najpierw
obowiązki. Draco. Masz ostatnią szansę na odpowiedź. Jesteś ze mną czy z tą
hołotą?! – zagrzmiał tym razem znacznie głośniej.
- To nie jest hołota. – odparł chłopak i
cofnął się kilka kroków, widząc wykrzywione z wściekłości oblicze ojca.
- Skoro tak. Avada Kedavra…